Polski rynek kosmetyków pełen jest paradoksów. Oto ostatni rocznik statystyczny odnotowuje spadek obrotów tej branży o 15 proc. Tymczasem zagraniczne koncerny i grupy kapitałowe, związane z kosmetycznym biznesem, odnotowują właśnie tutaj widowiskowe sukcesy. Na przykład w 1999 r. brawurowo weszła do Polski Sephora – francuska sieć ekskluzywnych perfumerii, której za jednym zamachem udało się otworzyć aż 14 salonów, a 16 nowych powstanie w tym roku. Tajemnica statystyki tkwi w załamaniu rynku wschodniego – obroty w branży zmniejszyły się o 15 proc., bo spadł nasz eksport. Ale sami Polacy, choć na kosmetyki i środki upiększające wydają wciąż stosunkowo niewiele (około 3 proc. domowych budżetów), to z roku na rok kupują ich coraz więcej i z coraz większą znajomością rzeczy.
Upiększają nas przede wszystkim wciąż rodzimi producenci, którzy wytwarzają dwie trzecie kremów, balsamów, mleczek, toników. Produkcja około 350 krajowych firm systematycznie rośnie, aczkolwiek nie jest już tak dynamiczna jak dziesięć lat temu. Niemniej w stosunku do 1990 r. jej wielkość prawie się potroiła.
Na kosmetyki Polacy wydają rocznie około 4 mld zł, z tego 5–8 proc. przeznaczają na specjały i perfumy słynnych marek światowych (są to szacunkowe dane wyliczone przez dystrybutorów). Sprzedaż tych ostatnich rośnie najszybciej – w zeszłym roku o 25 proc. Zdaniem sprzedawców nie oznacza to, że zwiększa się liczba bogatych, lecz raczej że wzrasta znajomość zagranicznych marek, a ludzie szybko przyzwyczajają się do używania ekskluzywnych kosmetyków. Liczbę stałych klientów najdroższych marek ocenia się obecnie na prawie 1 proc. wszystkich kupujących kosmetyki.