Już wtedy, w Sierpniu 1980 r., byłem strategiem. Stąd liczyły się dla mnie dwa postulaty – wolne związki zawodowe i prawo do strajku. One radykalnie zmieniały sytuację, załatwiały wszystko. Gdy kończyliśmy strajk, powiedziałem: obiecałem, że wygramy, ale będzie drugi etap, którego się boję – dzisiaj nosicie nas na ramionach, jutro możecie rzucać w nas kamieniami. Jedyny to przewidziałem. Utorowaliśmy drogę do zwycięstwa, tego nie można kwestionować. Inny problem to efekty, zagospodarowanie wygranej. Demokracja i wolny rynek kosztują tak drogo, że to powoduje niezadowolenie.
Ja wam to zwycięstwo oddałem. W jego zagospodarowaniu wszyscy biorą udział. Również dziennikarze, czwarta władza. Kto miał przekonywać naród, że komunizm jest gorszy od demokracji, że wolny rynek jest lepszy od gospodarki planowej? Dumni stoczniowcy wywalczyli wolność dla tej części świata. W stoczni pracowało 14 tys. ludzi, dziś – trzy tysiące. Oczywiście, winien jest Wałęsa, winien jest rząd, bo źle rządzi. Gdybym wprowadził dyktaturę, wtedy byłbym odpowiedzialny. Jednak wszystko jest zgodnie z zasadami demokracji i wolnym rynkiem. A rząd za to, co się w Polsce dzieje, odpowiada może w dziesięciu procentach. W tym pokoju rząd może tylko przestawiać meble, ale tych mebli nie tworzy. Nie on, ale naród wypracowuje budżet.
Teraz jedni mają pretensje do tych, którzy obalili komunizm, bo ciężko im się żyje, inni walczą o miejsca na trybunach podczas obchodów rocznicy porozumień sierpniowych. I tak będzie jeszcze przez jedno czy dwa pokolenia. Dopóki żyją bohaterowie, każdy z nich ma swoje oceny. Niektórzy po latach popadają w kombatanctwo, przypisują sobie więcej zasług, niż mieli. Borusewicz mówi, że jest sprawcą wszystkiego.