Południowy Koncern Energetyczny, dysponując łączną mocą 4640 MW, zajmuje ok. 17 proc. krajowego rynku energii. W przyszłym roku jego akcje trafią na giełdę. Z prywatyzacji elektrowni do państwowej kasy powinno wpłynąć blisko 30 mld dolarów. – Jesteśmy na etapie, kiedy można jeszcze zastanawiać się i wybierać, czy chcemy mieć energetykę polską, czy tylko energetykę w Polsce? – mówi Jan Kurp, prezes PKE i elektrowni Jaworzno III, która była inicjatorem powstania koncernu.
Na dłuższą metę nie mamy jednak szans w konkurencji z zachodnimi firmami produkującymi więcej prądu niż cała polska energetyka: – Nam chodzi o to, żeby drogo sprzedać swoją skórę i być liczącym się podmiotem w koncernie, a nie peryferyjną elektrownią – dodaje Kurp. – Również o to, żeby sprzedawać elektrownie, a nie rynek energii.
Mur na 5 lat
Doświadczenia koncernów zachodnich pokazują, że im większa firma, tym taniej produkuje prąd. Herbert Gabryś, były wiceminister przemysłu i handlu (odpowiadał za energetykę), doradca PKE, przestrzega – na progu prywatyzacji – przed pokusą sprzedaży elektrowni dla ratowania budżetu: – Zachodnie koncerny chcą wybierać co smaczniejsze kąski, ale nie powinniśmy zostawiać na barkach państwa mniej atrakcyjnych zakładów. Powinno się je łączyć w duże organizmy – w koncernie znalazły się firmy, które nie miałyby szansy na samodzielną sprzedaż.
Naszej energetyce zaczyna się spieszyć. Mamy 5 lat na stopniową liberalizację rynku energii – w 2005 r. muszą obowiązywać na nim wolne reguły gry. Oznacza to poddanie się zasadzie TPA (wolny dostęp stron trzecich do sieci), która od początku lat dziewięćdziesiątych wprowadzana jest – choć nie bez oporów – w krajach Unii Europejskiej.