Archiwum Polityki

Techno-czad

Oczyszczający trans, powrót do plemiennych korzeni, elektroniczna ekstaza. Oto określenia, które przywołuje się najczęściej przy opisach zjawiska techno. Techno, powiadają znawcy, to nie tylko muzyka, to także styl życia. Fanów owej muzyki przybywa w Polsce lawinowo, co świadczy nie tylko o kształtowaniu się nowych gustów estetycznych części naszej młodzieży, ale też o coraz większym zapotrzebowaniu na rozrywkę o charakterze totalnym.

W Berlinie – Parada Miłości, w Łodzi – Parada Wolności. Nazwy tych wielkich imprez ściągających zewsząd tłumy młodych ludzi odsyłają do hipisowskiej utopii. Pierwszy rzut oka na kolorową gawiedź zdaje się potwierdzać takie skojarzenia. Zatracenie się w rytmie dobiegającym z głośników zwiastuje, że mamy do czynienia z całkowitym wyluzowaniem się i spontanicznością. A przecież znamieniem dawnej kontrkultury, obecnej dziś głównie w sferze mitu, była właśnie spontaniczność, którą młodzi przeciwstawiali sztywniactwu zgredów. Wolność przeciw konformizmowi. Szczerość przeciw załganiu. Miłość zamiast wojny.

Ale już drugi rzut oka studzi sentymentalne rozmarzenie podstarzałych dzieci-kwiatów. Tłum technofanów to jednak inna zbiorowość niż ta, którą latem 1967 r. w Golden Gate Park w San Francisco psychodeliczny rewolucjonista Timothy Leary wespół z poetą Allenem Ginsbergiem obdarowywał hostią bibułek z LSD. Bo tu i teraz nie chodzi o żadną ideologię, którą można by manifestować między innymi ekstatycznym tańcem i uprawianiem miłości w miejscach publicznych. Chodzi po prostu i wyłącznie o zabawę. Nie byle jaką jednak, tylko taką, która opanowuje w tobie wszystko. Całe ciało i całą duszę.

Taniec cyborgów

Bywalcy dyskotek techno dobrze wiedzą w czym rzecz. Dźwięk z głośników zgrywa się z metabolizmem. Niskie brzmienia wibrują już nie w uszach, ale w żołądku. Nakładane na siebie rytmy pozwalają na dowolną ekspresję taneczną, kiedy jednak przyjrzymy się tancerzom na techno-party, mamy wrażenie, że wszyscy są ze sobą zsynchronizowani jak cyborgi zaprogramowane wedle jednej sztancy. Dodatkowo podkreślają to błyski świateł stroboskopowych stwarzające iluzję fragmentaryzacji gestów, sztucznego ich zatrzymywania niczym w stop-klatce.

Polityka 46.2000 (2271) z dnia 11.11.2000; Kultura; s. 62
Reklama