Archiwum Polityki

Wysokie ciśnienie

Państwa nie mają przyjaciół – mówi cyniczna zasada dyplomatów – mają tylko interesy. Rząd polski chciał jej zadać kłam i szlachetnie odrzucił zamiary rosyjskiego Gazpromu i czterech koncernów zachodnich, żeby nowym odgałęzieniem rurociągu ominąć Ukrainę. Czy szlachetność zostanie nagrodzona i w końcowym rachunku nam się opłaci?

Polscy politycy tradycyjnie uczuleni są na kontakty sąsiadów ponad naszymi głowami: od międzywojennego paktu z Rapallo poprzez układ Ribbentrop–Mołotow aż po umizgi Ulbrichta i Honeckera do Kremla zwiastowały one dla nas kłopoty. Toteż niedawna informacja, że Gazprom podpisał list intencyjny w sprawie budowy nowego gazociągu z Niemcami, Francuzami i Włochami, wywołała w Warszawie zrozumiały popłoch, tym bardziej że gazociąg miałby biec nie ponad naszymi głowami, a pod naszymi stopami i to szlakiem już przez Gazprom naszkicowanym (to doprawdy rzadki takt!). Ani Wschód, ani Zachód nie raczył uprzedzić nas o swoich zamiarach. Znaleźliśmy się w sytuacji mocno niezręcznej: z jednej strony upokorzeni, że przyjaciele, do których chcemy jak najszybciej dołączyć, traktują nas jak przedmiot – ale z drugiej jak panna, która odmawiając zalotnikowi musi to robić z umiarem, żeby się nie zniechęcił. Wicepremier Janusz Steinhoff powiedział w TV, że nie może się ustosunkować do propozycji, którą zna jedynie z gazet, wspomniał też coś o dobrych obyczajach, które zostały pogwałcone, ale pospiesznie dorzucił, że Polska może być zainteresowana budową gazociągu (chociaż zdecydowanie nie wzdłuż granicy wschodniej, gdzie mało przemysłu, a dużo rezerwatów przyrody – jeśli już, to przez Łódź i Śląsk).

Kiedy planowano i budowano sieć rurociągów w dawnym obozie socjalistycznym, nikt nie pytał, gdzie przebiega granica republik czy państw. Rura biegła najprostszą drogą do celu. Po rozpadzie ZSRR okazało się, że cały rosyjski gaz, drugi po ropie naftowej najważniejszy towar eksportowy, płynie przez Ukrainę, a rurociągi są własnością państwa. Gazprom krzywym okiem patrzał na Kijów: nie dość, że przepompownie były niewydajne, a rury nieszczelne, nie dość, że Ukraina nie płaciła za dostawy gazu dla siebie, to jeszcze podkradała spore porcje przeznaczone dla innych i przeliczalne na dolary, których Moskwie bardzo brakuje.

Polityka 45.2000 (2270) z dnia 04.11.2000; Świat; s. 34
Reklama