Partyjne uchwały mają ograniczone znaczenie. Konstrukcja Akcji jest taka, że bez zgody RS AWS i Solidarności żaden projekt się nie powiedzie. Marian Krzaklewski jest więc proceduralnie bardzo dobrze chroniony, – przez swoich kolegów z RS AWS i przez związkowców z Solidarności.
Partyjna ofensywa była do przewidzenia. W kampanię wyborczą szefa AWS zaangażowali się ci, którzy przegrali wybory w swych partiach, a kierownictwa czekały na wynik, by spróbować Krzaklewskiego usunąć. Trzy lata pokazały bowiem, że Krzaklewski nie udźwignął kierowania dużą prawicową formacją. Nie zintegrował pospolitego ruszenia AWS, a wprost przeciwnie – doprowadził je do rozsypki. Nie poprawił jakości reprezentacji parlamentarnej, która w nieskończoność powiela te same błędy. Nie stworzył sprawnego zaplecza dla rządu i jest współautorem rozpadu koalicji. Teraz jeszcze przegrał wybory, w dodatku przesuwając Akcję w stronę populistycznej prawicy, gdzie na duże, centroprawicowe ugrupowanie nie ma miejsca.
Sztabowcy Krzaklewskiego zachwycają się tym, że ich kandydat został jedynym liderem prawicy. Nie odpowiadają jednak na pytanie: jakiej prawicy? Z pewnością takiej, w której z coraz większym trudem mieszczą się konserwatyści i liberałowie. Lansując powszechne uwłaszczenie lub sojusz z ROP, zabiegając o poparcie Radia Maryja i zapowiadając otwarcie na resztki prawicowego folkloru, Marian Krzaklewski może być liderem obozu zbierającego w wyborach do 20 proc. Nie może być już szefem wielkiego projektu politycznego, zdolnego nawiązać skuteczną rywalizację z SLD. Spór o przywództwo Krzaklewskiego jest więc także sporem o kształt i jakość polskiej prawicy, dziś zaplątanej w niejasne relacje ze związkiem zawodowym, w przyjmowanie najbardziej populistycznych haseł, coraz bardziej nieczytelnej dla wyborcy konserwatywno-liberalnego, a czytelnej dla radykalnego odłamu opinii publicznej.