Delegalizując ustawowo pornografię parlamentarzyści nie doznają pełnego zaspokojenia. W dobie Internetu i telewizji satelitarnej przepis jest impotentny. Czarnego rynku z golizną nie rozpędzą organy ścigania, bo mają dość innej ekscytującej roboty. Jeśli jednak jakieś sprawy trafią do sądu, adwokaci uczynią z Temidy pośmiewisko, każąc jej definiować świerszczyki. Społeczeństwo pornografią się nie podnieca, bo jest demokratyczne i dorosłe. Z tych też powodów nie lubi odgórnego dekretowania obyczajów. Wie o tym wszystkim prezydent Aleksander Kwaśniewski, który ma teraz tę legislacyjną niedoróbkę połknąć. Z sejmowej arytmetyki wynika, że wetując przegra i w dodatku narazi się na zarzut „prezydenta wszystkich sex-shopów”. Powinien więc – nie kwestionując tej części ustawy zmieniającej kodeks karny, która słusznie zaostrza kary za gwałt – „pornograficzne” przepisy dać Trybunałowi Konstytucyjnemu do zbadania. Jeśli bowiem wszystkie organy władzy miały już z golizną do czynienia, to dlaczego żałować Trybunałowi?