– Sądziłam, że zoo może zniknąć z Wrocławia tylko razem z ratuszem i Ostrowem Tumskim – mówi Hanna Gucwińska. – Tymczasem wszystko, co zrobiliśmy przez kilkadziesiąt lat dla promocji miasta, okazało się nic nie warte.
Na mapach wyraźnie widać, że stadion został wycięty z otoczonej Odrą i Parkiem Szczytnickim całości. Przez 40 lat nikt w ogrodzie nie wątpił, że sąsiedztwo klubu jest tymczasowe i gdy przyjdzie odpowiedni moment, zoo zajmie boisko. Ale nowy właściciel stadionu Grzegorz Antkowiak uważa, że to zoo w tym miejscu Wrocławia jest anachronizmem. – Jestem przekonany, że za 20 lat i tak nie będzie tu ogrodu zoologicznego – mówi Antkowiak, właściciel sieci kantorów wymiany walut Gant SA. – Powiększając go o 5 czy 6 hektarów załatwi się sprawę najwyżej na rok.
Cyrankiewicz obiecuje
Przed wojną zoo dysponowało 15 hektarami gruntu. W 1956 r. Rada Ministrów uchwaliła, że ogród będzie rozwijał się na tzw. terenach „B” Wystawy Ziem Odzyskanych, która odbyła się we Wrocławiu w 1948 r. Wystawa zorganizowana była z wielkim propagandowym rozmachem na ogromnym terenie, z którego ogrodowi przypadło dodatkowo 18 hektarów ziemi. Uchwałę podpisał premier Józef Cyrankiewicz.
W latach 1956–1960 Tadeusz Zipser, dziś profesor Politechniki Wrocławskiej, przygotowywał pierwszy projekt rozbudowy ogrodu. Na planie zoo obejmowało cały teren po Wystawie Ziem Odzyskanych. Na granicy ogrodu i stadionu zaczęła już nawet rosnąć góra, którą nazwano Kilimandżaro. Usypywano ją z kamieni i cegieł pochodzących z odgruzowywanego miasta. Kilimandżaro miało być wyższe od monumentalnej Hali Ludowej w sąsiedztwie zoo. Na zboczach miało powstać alpinarium dla zwierząt górskich. W kotlince za górą, już na terenie stadionu, zaplanowano wybiegi dla białych niedźwiedzi i reniferów oraz jeziorka dla fok i lwów morskich.