Jedni mówią, że genialna tancerka jest idealnym połączeniem techniki i osobowości. Tancerka bez osobowości byłaby tylko tańczącym manekinem. Inni, że genialna tancerka cieszy się tańcem i to z widowni widać, że umie ukryć wysiłek i na scenie ciągle się uśmiecha. Widz odnosi wtedy wrażenie, że taniec klasyczny nic nie kosztuje. Są też tacy, dla których genialna tancerka to taka, która wypełnia sobą i swoim ruchem pustą przestrzeń sceny. Im większą przestrzeń potrafi wypełnić, tym jest lepsza od innych. Jej gesty się nie kończą, a skacząc w powietrzu potrafi wznieść się wyżej niż spodziewa się widownia. Taka, która rozmienia kroki na drobne, jest jak aktor, który się jąka.
Anioły z płaskostopiem
Dla baletnicy ciało jest warsztatem pracy. Tak długo, jak jest sprawne, gibkie, szczupłe, sprężyste, jędrne i zdrowe, tancerka będzie cieszyć oczy widzów na scenie. Zwykle jeszcze 20 lat po skończeniu szkoły baletowej. Codzienny trening skalą wysiłku porównywalny jest z pracą górnika na przodku. I równie szybko wyniszcza. W niezwykłym tempie zużywają się stawy. Jeszcze przed trzydziestką zaczynają się w nich takie zmiany, jakich u normalnego człowieka spodziewać się można po sześćdziesiątce. Zaraz po stawach psują się przyczepy mięśni i ścięgna. Mięśnie poddają się na końcu.
Tancerzom najpierw wysiada kręgosłup, potem obręcz barkowa i stawy kolanowe. Tancerkom najszybciej niszczą się stawy biodrowe, potem kolanowe i stopy. Płaskostopie poprzeczne, inaczej „rotacja zewnętrzna stóp”, przez lata utrwala się w stawach biodrowych i powoduje, tak charakterystyczne dla tancerzy klasycznych, wykręcenie stóp na zewnątrz. Szpagaty, nie tylko na podłodze, ale i w powietrzu, czy przykładanie nogi do ucha, a często wykręcanie jej nawet za głowę, ortopedzi nazywają „nadmiernym zakresem ruchu w stawie”.