Widz, który przychodzi na baletowe przedstawienie, nie chce patrzeć na zwyczajną kobietę. Chce zobaczyć postać z bajki, która nie chodzi, tylko płynie w powietrzu. Długonogą, nieprawdopodobnie chudą i patologicznie wyprostowaną zjawę bez biustu, brzucha i pupy. Najgoręcej oklaskuje tancerki o figurach, za którymi nie obejrzałby się na ulicy. Aby zostać dobrą tancerką, trzeba systematycznie lekceważyć potrzeby ciała, prawa fizyki i biologii. A to słono kosztuje.
Jedni mówią, że genialna tancerka jest idealnym połączeniem techniki i osobowości. Tancerka bez osobowości byłaby tylko tańczącym manekinem. Inni, że genialna tancerka cieszy się tańcem i to z widowni widać, że umie ukryć wysiłek i na scenie ciągle się uśmiecha. Widz odnosi wtedy wrażenie, że taniec klasyczny nic nie kosztuje. Są też tacy, dla których genialna tancerka to taka, która wypełnia sobą i swoim ruchem pustą przestrzeń sceny. Im większą przestrzeń potrafi wypełnić, tym jest lepsza od innych.
Polityka
12.2000
(2237) z dnia 18.03.2000;
Na własne oczy;
s. 116