Minęło zaledwie kilka tygodni od śmierci dręczonej przez kolegów z gimnazjum Ani z Gdańska i media – nie z przewrażliwienia przecież – donoszą o kolejnych podobnych tragediach. Ostatnio 15-latek Adrian K., również udręczony przez kolegów z gimnazjum, podjął dwie próby samobójcze. Druga okazała się skuteczna, choć po pierwszej próbowano mu jakoś pomóc, a przynajmniej tak dzisiaj utrzymuje rodzina i szkoła. Wcześniej, tydzień po Ani, powiesił się 15-letni gimnazjalista z Dębia, Paweł. Był pełnym życia i pasji chłopcem – wspomina dyrektorka szkoły. Uwielbiał sport, zwłaszcza piłkę nożną. Wyszedł w piątek ze szkoły jak zwykle. W sobotę poszedł do opuszczonego warsztatu samochodowego. 13-letni Mateusz z Piekoszowa wrócił jak co dzień ze szkoły. Wyniósł śmieci, zrobił sobie kakao. Zajrzę do kolegi, powiedział mamie. Długo nie wracał. Wisiał w szopie koło domu.
17-letnia Magda kupiła sobie buty na zimę. Cieszyła się z nich jak dziecko – mówią koleżanki. W dwie godziny później matka znalazła ją wiszącą w garażu.
Jakby śmierć była czymś do zrobienia mimochodem. Łatwa, niczym zamknięcie drzwi w tej szopie, garażu, łazience. Więc tak łatwo jest wszystko za sobą zostawić? – dziwią się postronni, płaczą bliscy.
Odratowani samobójcy, badani przez prof. Zenomenę Płużak, psycholog z Krakowa, określają swój czyn jako odruch. Odruchem było w istocie samobójstwo Romea. Przyczyną śmierci Romea i Julii w samobójczym wypadku samochodowym pod Ostrołęką była groźba, że matka zabierze ją do Włoch, gdzie od dłuższego czasu pracowała. Julię – uczennicę liceum w Płocku, wychowali dziadkowie. Romeo pochodził z bardzo biednej i licznej rodziny.