Archiwum Polityki

Zysk z wyzysku

Bezkarnie oszukują, nie płacą, straszą. Werbują ludzi do roboty, która okazuje się obozem pracy przymusowej. Nie tylko we Włoszech, w Polsce także.

Ryszard Gołowicz, hydraulik spod Aleksandrowa Kujawskiego, na firmę Sanpol ze Szpetala trafił przypadkiem, z ogłoszenia. Szukali pracowników do prac instalacyjnych. Gołowicz zgłosił się, robotę dostał od ręki. Najpierw pojechał do Lubicza. – Trochę porobiłem, wróciłem do domu. Pracodawca z opóźnieniem, ale mi zapłacił. Dlatego potem chętnie zgodziłem się jechać do Wałcza – opowiada.

W Wałczu pracował przy remoncie Ośrodka Przygotowań Olimpijskich. Tam od robotników usłyszał, że Wojciech S., szef firmy Sanpol, to nierzetelny pracodawca. Niebawem na własnej skórze przekonał się, że to święta prawda. Z Wałcza szef przerzucił go na budowę do Wrocławia. Nie płacił, ale obiecywał, że wszystko wyrówna. Po miesiącu ekipę zatrudnioną przez Sanpol wyrzucono z hotelu pracowniczego – nikt nie pokrywał za nich rachunków. Gołowicz sponiewierany, bez grosza przy duszy, wrócił do Aleksandrowa. Próbował telefonować do pracodawcy, ale ten nie odbierał. Kontakt się urwał.

Z nieuczciwymi pracodawcami kontakt urywa się zawsze, kiedy przychodzi pora płacenia. Działają sprawdzonymi metodami. Najpierw zachęta – za pierwszy tydzień, czasem miesiąc, uiszczają rachunki dokładnie. Budzą zaufanie. Potem okresowe trudności. Lekkie opóźnienia, tłumaczenie, że inwestor nawalił, ale zaraz wszystko będzie wyrównane. Niektórych pracowników zadowalają wyszarpane zaliczki, jakieś grosze akonto. Ale potem właściwa wypłata już nie następuje. Robota się kończy, pracownik zostaje na lodzie, bo pracodawca niknie we mgle. Zmienia adres, likwiduje stare telefony. Niektórzy próbują dochodzić swego, szukają, nękają, proszą i grożą. Czasem skutecznie. Większość oszukanych godzi się jednak z porażką. Po pierwszych nieudanych próbach odebrania należności rezygnują ze starań.

Polityka 50.2006 (2584) z dnia 16.12.2006; Kraj; s. 36
Reklama