Archiwum Polityki

Boje na głowie

Po raz kolejny osiedlowi hiphopowcy z całego świata spotkali się w niemieckim Brunszwiku, by stoczyć Bitwę Roku – coroczne mistrzostwa świata w breakdance.

W głośnikach muzyka filmowa. Na scenie młodzi ludzie z Danii, ubrani i umalowani na biało. Zaczynają tańczyć, potem następuje obowiązkowa akrobatyka, obroty na głowie, samobójcze figury przeczące prawom fizyki. Dopiero puenta nadaje sens całości – to gołębie pokoju, apelujące o zakończenie wojen. Spektakl piękny wizualnie, dopracowany, z przemyślaną choreografią.

Reprezentacja RPA zaczyna występ od afrykańskich pieśni plemiennych. Tajwańczycy wychodzą na scenę w tradycyjnych strojach i przy dźwiękach narodowej muzyki. Amerykanie – w broadwayowskim stylu i marynarkach, a jeden z Japończyków ma fryzurę shoguna. Wiele grup przemyca narodowe akcenty, promując swoją kulturę i kraj. Nic dziwnego – to impreza, której telewizyjne nagrania obiegają potem cały świat.

BOTY (Battle Of The Year – Bitwa Roku) to poważny, międzynarodowy turniej, z całym inwentarzem sponsorów, reżyserowanych pokazów, gwiazd, telewizyjnych kamer i wysokobudżetowej oprawy. Jednak mimo tej otoczki to wciąż breakdance (lub krócej break), taniec wyrosły z osiedlowej nudy. Tancerze są w większości chłopakami z osiedla, jakich wszędzie pełno. Tańczą, bo ich to fascynuje, bo nie każdy potrafi zrobić mostek bez podpierania się nogami lub kręcić się na jednej dłoni. A oni to robią.

Często ceną za sławę, jaką cieszą się b-boye (tancerze breaka), są poważne urazy stawów, ale chyba nikt się tym specjalnie nie przejmuje, skoro do Brunszwiku zjeżdża z całego świata 10 tys. osób i wszystkie tańczą. W przerwach między pokazami tańczą didżeje, konferansjerzy, tańczy organizator i cała publiczność.

Wystarczy krótka przerwa, by pod sceną wykwitły kółka

wolnej przestrzeni, w których audytorium organizuje sobie spontaniczne turnieje.

Gdyby o breaku mówić jak o filmie, o tegorocznych finałach należałoby powiedzieć, że królowała zabawa konwencjami.

Polityka 44.2005 (2528) z dnia 05.11.2005; Kultura; s. 68
Reklama