Archiwum Polityki

Obywatele, za drzwi

Utajnienie rozprawy starachowickiej jest niepotrzebne i nierozsądne.

Czy sąd może usunąć publiczność i dziennikarzy z sali rozpraw i wprowadzić niejawność całego postępowania sądowego? To jego święte prawo i pozwalają na to liczne akty: od konstytucji i procedury sądowej do europejskiej konwencji praw człowieka. Rzecz natomiast w tym, jak korzystać z tego wyjątku od reguły jawności. Otóż, z całym szacunkiem dla starachowickiego sądu, powiedzieć trzeba, że usunięcie obywateli Starachowic z rozprawy w sprawie byłych starosty i wiceprzewodniczącego rady powiatowej, oskarżonych o wyłudzenia i podejrzewanych o kontakty z mafią, było decyzją najgorszą z możliwych. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, międzynarodowy autorytet sądowy, już przed dwudziestu laty tłumaczył, że jawny charakter rozprawy „chroni przed wymiarem sprawiedliwości sprawowanym w tajemnicy, bez publicznej kontroli”. Czy właśnie w tym wypadku, budzącym wielkie zainteresowanie i niepokój nie tylko w środowisku lokalnym, ale i w całym kraju (zbiega się on przecież z licznymi dymisjami, bezprecedensowym aresztowaniem posła, czystką w partii rządzącej), rozprawa nie powinna być publiczna, a jedynie jej fragmenty (np. roztrząsanie treści tajnych dokumentów o podsłuchu telefonicznym) w razie potrzeby utajnione?

Mówi się też, że oskarżeni to osoby w ich środowisku publiczne, którym należy się ochrona prywatności, zagrożonej jawną rozprawą. Tak jest, z jednym ważnym ograniczeniem: można informować także o życiu prywatnym, jeżeli ta sfera wiąże się bezpośrednio z działalnością publiczną sądzonej osoby. Czy tak nie jest właśnie w tym przypadku?

Istnieje wielka różnica między usunięciem z całego procesu obywateli Starachowic i dziennikarzy a krótkimi ograniczeniami jawności, dyktowanymi przez tajemnice państwowe i chronioną prywatność. Generalne wyłączenie publiczności uruchamia najgorsze podejrzenia, falę plotek, spekulacji, wymysłów.

Polityka 35.2003 (2416) z dnia 30.08.2003; Komentarze; s. 17
Reklama