Mieć w kole najważniejszego członka partii to nie lada gratka. Dlatego Ryszard Dębski, przewodniczący Śródmiejskiego koła SLD w Łodzi, do którego należy Leszek Miller, na dźwięk nazwiska premiera aż kraśnieje z dumy: – Jesteśmy zaszczyceni, że premier jest naszym członkiem – mówi. Koledzy z koła żartują sobie wprawdzie, że skoro Dębski jest przewodniczącym koła, którego członkiem jest szef lewicy – to właśnie on, Dębski, jest w SLD najwyższą władzą. Ale przewodniczący Śródmiejskiego zna swoje miejsce w szyku: – Nigdy nie wydaję premierowi żadnych poleceń – zapewnia.
Tu rządzi cioteczka Jilly
W SLD panuje zasada, że każdy z działaczy należy do koła w dzielnicy, w której jest zameldowany. Dla premiera, który formalnie jest warszawiakiem, zrobiono jednak wyjątek. – Jako szef partii mógł wybrać, z którym kołem chce się związać. Ponieważ od wielu lat jest posłem z Łodzi, wybrał koło z naszego miasta – tłumaczy Marek Klimczak, przewodniczący śródmiejskiej rady dzielnicowej SLD. Dlaczego Leszek Miller wybrał właśnie koło Dębskiego? – Pewnie ze względu na to, że jest w nim wielu dziennikarzy, a premierowi zależy na dobrych kontaktach z mediami – domyśla się Klimczak.
– Faktycznie, trzon ideowy naszego koła stanowią lewicujący dziennikarze. Jest ich kilku, ale dzięki nim dyskusje na partyjnych zebraniach nabierają kolorytu. Ponad połowa z 35 naszych członków to emeryci, mamy też kilku prawników i studentów – wylicza Dębski, z wykształcenia prawnik i politolog, wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego. Do SLD należy zaledwie dwa lata. Jednak wcześniej – jeszcze w czasach PRL – był działaczem ZMS, a później ZSMP i członkiem PZPR.