Wystawa tego typu w znacznym stopniu mogłaby przyczynić się do właściwego poinformowania polskich robotników o wydarzeniach węgierskiej kontrrewolucji i umożliwiłaby rozwianie wątpliwości i błędnych poglądów, jakie w tej kwestii panują w Polsce” – czytamy w ściśle tajnej depeszy, którą węgierskie MSZ przesłało do ambasady Węgierskiej Republiki Ludowej w Warszawie w marcu 1957 r.
Zorganizowanie tej wystawy w Polsce było dla przywódcy Węgier Jánosa Kádára szczególnie ważne, ponieważ jesienią 1956 r. Polacy odnieśli się do wydarzeń nad Dunajem zupełnie inaczej niż pozostałe państwa bloku komunistycznego. Władysław Gomułka, który wrócił w Polsce do władzy na kilka dni przed wybuchem powstania węgierskiego 23 października, wyraźnie popierał premiera Imre Nagya. Choć krwawe zdławienie powstania przez interwencję sowiecką 4 listopada przyjęto w Warszawie jako „fakt dokonany” i zaakceptowano rząd Kádára, to Gomułka aż do maja 1958 r. nie chciał złożyć wizyty w Budapeszcie.
Podczas powstania pierwsza i największa pomoc (dostawy krwi, leków i żywności) nadeszła z Polski, gdzie społeczna zbiórka odbywała się z cichym przyzwoleniem władzy. W wielu polskich miastach miały miejsce demonstracje i wiece solidarnościowe z Węgrami, a polska prasa szeroko i rzetelnie informowała o wydarzeniach nad Dunajem. Choć po 4 listopada 1956 r. polskie kierownictwo stosunkowo szybko mogło spacyfikować burzliwe nastroje społeczeństwa, to jeszcze przez pewien czas Gomułka i jego towarzysze musieli się liczyć z postawą i opinią swych obywateli. Dlatego oficjalnie raczej nie lansowano koncepcji „węgierskiej kontrrewolucji”. Uważano, że lepiej przemilczeć tę sprawę. Dlatego inicjatywa węgierska w 1957–1958 r., aby organizować nad Wisłą publiczną wystawę o „kontrrewolucji”, nie spotkała się z aprobatą najwyższych władz polskich.