Archiwum Polityki

Lord w pasiaku

Taka postać może się już nie narodzić: najmłodszy poseł, autor prawdziwych bestsellerów, zarazem wiceszef rządzącej partii, mąż naprawdę światowej żony, lecz szukający podejrzanych ladacznic na ulicy, lord i milioner, wtrącony do prawdziwego więzienia, gdzie nie mógł nosić nawet porządnej koszuli. Niezatapialny Jeffrey Archer wyszedł właśnie na wolność i musi wymyślić coś nowego: partia go już nie chce.

Mogę osobiście zaświadczyć, że Archer nigdy nie skrywał, jak bardzo jest ambitny, żądny poklasku i pozycji. Przyjął mnie w swym londyńskim mieszkaniu nad Tamizą, które kupił po brzydszej stronie rzeki po to, by móc cieszyć się niezrównanym widokiem na samo centrum całego jego świata – koronkowy Pałac Westminsterski. Siedział tyłem do szklanej ściany, abym to ja patrząc na niego mógł podziwiać też panoramę Londynu. Kiedy spytałem, o co mu chodzi w życiu, lekko się uśmiechnął i nawet nie odwracając się pokazał ręką właśnie na brytyjski parlament: – Tam jest wszystko – powiedział.

Przyznam, że byłem oczarowany „Kainem i Ablem”, może trochę ze względu na wątek polski, zresztą dalej uważam, że to świetna książka. Nie rozumiałem, jak pisarza tak poczytnego – pomyślcie tylko, sto milionów egzemplarzy sprzedanych! – może pociągać polityka i po co? Odpowiedział i na to (POLITYKA 34/92): – Uwielbiam politykę. To jedyna sprawa, w którą można być bez reszty zaangażowanym i nigdy nie mieć dosyć. Książkę można skończyć; można skończyć pracę nad czymś. Polityka nigdy się nie kończy. Jest wszędzie, ciągle czegoś wymaga. A czemu nie korzysta z przyjemności łatwego życia, skoro ma tyle pieniędzy? – To energia. Łatwe życie nie bardzo mi odpowiada. Nudziłbym się już od wpół do dziesiątej rano.

Miłości Archera do polityki nie można nazwać miłością onanistyczną. Urodzony w 1940 r. został posłem do Izby Gmin już w 1969 r. i do dziś wymienia się go jako najmłodszego posła. Chciał zostać premierem jeszcze przed 30 rokiem życia, to oczywiście żartem, w Anglii trzeba odsłużyć swoje w parlamencie. Żelazna Dama, pani Thatcher, wzięła go na wiceprzewodniczącego Partii Konserwatywnej nie bez racji: miał wielki dar słowa, mówił niezwykle energicznie, w poetyce nieco proletariackiej, niezdradzającej wykształcenia w Oksfordzie, a raczej styl szatni hal sportowych (był reprezentantem Wielkiej Brytanii w sprincie).

Polityka 32.2003 (2413) z dnia 09.08.2003; Świat; s. 46
Reklama