Taka postać może się już nie narodzić: najmłodszy poseł, autor prawdziwych bestsellerów, zarazem wiceszef rządzącej partii, mąż naprawdę światowej żony, lecz szukający podejrzanych ladacznic na ulicy, lord i milioner, wtrącony do prawdziwego więzienia, gdzie nie mógł nosić nawet porządnej koszuli. Niezatapialny Jeffrey Archer wyszedł właśnie na wolność i musi wymyślić coś nowego: partia go już nie chce.
Mogę osobiście zaświadczyć, że Archer nigdy nie skrywał, jak bardzo jest ambitny, żądny poklasku i pozycji. Przyjął mnie w swym londyńskim mieszkaniu nad Tamizą, które kupił po brzydszej stronie rzeki po to, by móc cieszyć się niezrównanym widokiem na samo centrum całego jego świata – koronkowy Pałac Westminsterski. Siedział tyłem do szklanej ściany, abym to ja patrząc na niego mógł podziwiać też panoramę Londynu. Kiedy spytałem, o co mu chodzi w życiu, lekko się uśmiechnął i nawet nie odwracając się pokazał ręką właśnie na brytyjski parlament: – Tam jest wszystko – powiedział.
Polityka
32.2003
(2413) z dnia 09.08.2003;
Świat;
s. 46