Archiwum Polityki

Kto zabił Kurta Cobaina?

W Polsce ukazują się właśnie „Dzienniki” Kurta Cobaina – lidera Nirvany. To przejmujący zapis doświadczeń kogoś, kto dotarł na szczyty sławy i ciśnienia nie wytrzymał.

Dla wielu Kurt Cobain jest jednym ze świętych rocka na równi z Jimim Hendriksem, Janis Joplin czy Jimem Morrisonem i to nie tylko ze względu na tragiczną czy tajemniczą śmierć za młodu, ale i wkład w muzykę rockową. Nirvana uosabiała to co najlepsze w ostrym, brudnym graniu lat 90. nazwanym stylem grunge.

W przypadku Cobaina chodzi jednak o coś więcej: stał się on muzycznym głosem „generacji X” opisanej przez Douglasa Coplanda i jego naśladowców, którzy postanowili sportretować życie młodych Amerykanów podejrzliwie podchodzących do robienia kariery w jakiejś korporacji, wybierających raczej byle jaką McPracę niż intratne posady, naśmiewających się z reklamy, telewizji, kiczu i komercji. Nirvana bez wątpienia trafiła w swój czas: piosenka „Smell Like Teen Spirit” została obwołana hymnem pokolenia.

Wydawało się, że wszystko skończyło się 8 kwietnia 1994 r., gdy Cobaina znaleziono martwego w jego domu w Seattle. Piosenkarz przeleżał tam martwy trzy dni. Jak napisała amerykańska dziennikarka Lorraine Ali, „odebrał sobie życie w zupełnie niegwiazdorski i nierockowy sposób – za pomocą dwudziestostrzałowego pistoletu”. W liście pożegnalnym napisał, że „najgorszą rzeczą byłoby oszukiwanie ludzi i udawanie, że się świetnie bawię”.

Dziś biografie piosenkarza zajmują pokaźną półkę, a jedno z pytań powtarzanych w nich jak refren piosenki brzmi: „Kto zabił Kurta Cobaina?”. Wielu autorów wskazywało niedwuznacznie, że do śmierci artysty przyczyniła się jego żona – Courtney Love, liderka zespołu The Hole, aktorka (pamiętamy ją ze „Skandalisty Larry’ego Flynta”) i prawdziwa femme fatale sceny rockowej, bo to ona na dobre wpędziła artystę w heroinowy nałóg.

Polityka 32.2003 (2413) z dnia 09.08.2003; Kultura; s. 55
Reklama