Archiwum Polityki

Złota klatka Matriksa

Druga część „Matriksa” podtrzymuje pytanie wywołane przez część pierwszą – co spowodowało, że film, przyznajmy szczerze: nudny i banalny, zyskał status produkcji kultowej i stał się megahitem?

Odpowiedź najprostsza na postawione na wstępie pytanie (czy wystarczająca?) brzmi: „Matrix” to film o nas i naszych marzeniach oraz odkładających się w podświadomości lękach, czy świat, w którym żyjemy, nie jest tylko złudną iluzją? Każdego dnia konfrontować musimy schizofreniczne oczekiwania formułowane przez rzeczywistość.

Bezwzględny rynek pracy nakazuje, by zgodnie ze wskazaniami opisanej przez wielkiego niemieckiego socjologa Maksa Webera etyki obowiązku, sumiennie i cierpliwie wykonywać swoje zadania. Opuszczając mury firmy powinniśmy jak najszybciej zapomnieć o purytańskich normach, przepoczwarzając się w hedonistycznych konsumentów zgodnie z wizerunkiem kreowanym przez specjalistów od marketingu.

Taki schizofreniczny status to dziś standard, jedna z podstawowych sprzeczności współczesnego kapitalizmu napędzających jego rozwój. Zarobione podczas ciężkiej harówy pieniądze muszą iść w ruch, bo podstawowa zasada systemu mówi, że money keeps world going on (pieniądze kręcą światem). Jak pamiętamy, po 11 września 2001 r. prezydent USA George Bush szykując kraj do wojny nawoływał do wzmożonej konsumpcji, bo tylko w ten sposób można było powstrzymać zapaść gospodarczą.

Fałszywa świadomość

W „Matriksie” Neo, główny bohater, jest młody i piękny jak rycerz z bajki lub chłopak z reklamy. Prowadzi podwójne życie: w pracy pisze programy komputerowe dla znanej firmy informatycznej; po fajrancie zrzuca garnitur, zamienia się w hackera i samotnie przed ekranem komputera walczy z systemem. W Neo sublimuje się energia marzeń mieszkańców schizofrenicznej współczesności, pragnących podświadomie czegoś więcej niż praca i konsumpcja.

Polityka 25.2003 (2406) z dnia 21.06.2003; Społeczeństwo; s. 98
Reklama