Przez długi czas pokutowało u nas przekonanie, że rockowe szarpidruty bywają sympatyczne, ba, niekiedy nawet śpiewają ciekawe piosenki, ale nie należą na ogół do osobników nad wyraz rozgarniętych. No, a już z pewnością nie są na tyle światli, by należało przyglądać się ich twórczości z wyżyn uniwersyteckich katedr. I mimo że frazy rozmaitych piosenek, od „Autobiografii” Perfectu po gniewną „Polskę” Kultu, stały się ważną częścią rodzimej kultury, a rockowy boom lat 80. to jedno z najważniejszych społecznych i kulturalnych zjawisk, jakie zdarzyły się nam w ostatnim ćwierćwieczu, to rock’n’rollem się zajmować jakoś u nas ciągle nie uchodzi.
Pod względem refleksji na temat rocka ciągle bliżsi jesteśmy krucjacie, jaką przeciw tej muzyce poprowadził swego czasu Allan Bloom w klasycznym już „Umyśle zamkniętym”. Amerykański konserwatysta dawał tam odpór pomieszaniu umysłów, jakiego w burzliwych latach 60. doświadczyli amerykańscy studenci, którzy za pomocą dźwięków Hendriksa czy The Doors rozładowywali „seksualną żądzę”, osiągali w ten sposób stan „niedojrzałej ekstazy”, by ostatecznie popaść w życie „fałszywe i puste”.
A przecież można o rocku pisać zupełnie inaczej. Brytyjski socjolog Simon Frith wskazywał na przykład na to, że „publiczność rockowa nie jest bierną masą, konsumującą nagrania jak płatki śniadaniowe, ale tworzy aktywną społeczność, czyniącą z muzyki symbol solidarności i inspiracji dla różnorodnych działań”. W tym samym duchu o rock’n’rollu pisze jeden z twórców tej książki Wojciech Burszta: dla niego rock to nie tylko muzyka, której słuchamy w czasie wolnym, ale coś znacznie więcej – to także styl życia i sposób myślenia wyróżniający się otwartością i tolerancją.