Archiwum Polityki

Wybiegamy na duże boisko

Rozmowa z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim

Czy pan prezydent zabiegał o tak mocne orędzie papieża wspierające wejście Polski do Unii?

Nie wiem, czy słowo zabiegi jest tu właściwe. W wielu moich rozmowach z papieżem pojawiała się tematyka europejska, ale Jan Paweł II decyduje o swoich wystąpieniach według własnego planu, poruszając sprawy dla nas najważniejsze. Zresztą to on jako pierwszy – już w Gnieźnie w 1979 r. – przewidywał, że dwie części Europy mogą się zjednoczyć. Była to wizja wyprzedzająca swoje czasy, wypowiedziana w Polsce przed Solidarnością, w świecie, gdzie istniał Związek Radziecki, jeszcze z Breżniewem, i mur berliński, trwała zimna wojna, a w Białym Domu nie było jeszcze Reagana. Gdy przypomniałem o tym papieżowi, powiedział mi, że jak to wystąpienie pokazał Stefanowi Wyszyńskiemu, to ten powiedział: uważaj Karolku, uważaj. Co dowodziło, jak bardzo ryzykuje. Odpowiedziałem, że dla wielu to była utopia, dla innych – nawiązanie do średniowiecznej chrześcijańskiej koncepcji jedności, a jeszcze dla innych było to deptanie po łapach wielkiemu niedźwiedziowi – ZSRR.

A dla pana wtedy?

Dla mnie było to otwieraniem zupełnie nowych perspektyw. Jak się wtedy wydawało – nierealnych, ale głos papieża był odważny, emanował energią. Nie ma żadnej wątpliwości, że on był tym, któremu od początku pontyfikatu ogromnie zależało, żeby się Europa zjednoczyła. Bieżąca wiedza papieża na temat naszych postępów w rozmowach – a ja mogę oceniać to od 1996 r., od naszego pierwszego spotkania – zawsze była aktualna, pełna, życzliwa dla naszej akcesji, z pytaniami dotyczącymi reakcji partnerów, pytał: a jak Włosi, a jak Francuzi, a jak Niemcy?

Sądzi pan, że ta wypowiedź papieża jest rozstrzygająca dla wyników referendum?

Polityka 22.2003 (2403) z dnia 31.05.2003; Rozmowa Polityki; s. 20
Reklama