Archiwum Polityki

Stolica stoi, prezydent się boi

Lech Kaczyński ciężko pracuje, by nic nie zrobić

Po pięknym zwycięstwie w wyborach prezydenckich w Warszawie Lech Kaczyński swoje rządy zaczął od zapowiedzi, że uwolni stolicę od koterii i od gnębiącego ją tak zwanego układu warszawskiego, który – jak mówił – w rzeczywistości składa się z dziesiątki mniejszych i większych układów. Najpierw zatem zwolnił dyrektorów odpowiedzialnych za drogi miejskie, za bezpieczeństwo, zagospodarowanie przestrzenne, gospodarkę komunalną i tak dalej. Następnie przeszedł do mianowań. Od początku otoczył się ludźmi, do których nabrał zaufania w Najwyższej Izbie Kontroli i we wszystkich partiach, porozumieniach, klubach i akcjach, które poznał wraz ze swoim bratem.W wiosennej, kolejnej po jesiennej, fali zwolnień i mianowań pod hasłem odchudzania administracji wymienił 1000 zastanych urzędników na 400 swoich, znowu wedle klucza partyjnego i politycznego zaufania. Do najbliższego otoczenia nie dopuścił nikogo nawet z koalicyjnej w Warszawie Platformy Obywatelskiej, która może co najwyżej nacieszyć się stanowiskami w poszczególnych dzielnicach, ale nieustannie za to obawiać się musi oskarżeń za swoje rządy w Warszawie w poprzednich kadencjach. Bo czujność prezydenta sięga we wszystkie strony i nikt nie zna dnia i godziny. Osławiony stał się najazd ekipy z Ratusza w asyście policji i straży miejskiej na siedzibę sprywatyzowanej przez poprzedników Gminnej Gospodarki Komunalnej Ochota – w ten osobliwy sposób prezydent unieważnił dokonany akt sprzedaży „w obronie majątku miasta”.

Aktywności, mającej podtrzymać mit Lecha Kaczyńskiego jako szeryfa, jakoś jednak nijak nie towarzyszy gospodarska zapobiegliwość i odpowiedzialność za miasto jako takie, z jego drogami, inwestycjami, parkingami, lotniskiem, mostami, metrem, kanalizacją i całą resztą. Co prawda prezydent stolicy raz się przejechał w zimie miejskim Ikarusem z termometrem w ręku, by sprawdzić, czy ogrzewanie działa jak trzeba, ale na co dzień kontaktuje się ze swoim miastem i z jego problemami w ten sposób, że albo unika decyzji, albo wydaje oświadczenia, że jest przeciwko w obronie, oczywiście, interesów mieszkańców, zwłaszcza ich części.

Polityka 31.2003 (2412) z dnia 02.08.2003; Komentarze; s. 18
Reklama