Po ostatnim festiwalu w Park City – największym przeglądzie niezależnego kina w USA organizowanym przez Sundance Institut – wielkie studia Hollywood na pniu wykupiły prawa do rozpowszechniania filmów nikomu nieznanych twórców, m.in.: Shari Springera Bermana i Roberta Pulciniego („American Splendor”), Dawida Gordona Greena („All the Real Girls”) oraz Toma McCarthy´ego („The Station Agent”). Dziwactwo? Niekoniecznie.
Poprzedni laureaci tego festiwalu: Steven Soderbergh, Quentin Tarantino, Kevin Smith, Robert Rodriguez, okazali się najlepszą inwestycją hollywoodzkiego przemysłu w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Harvey Weinstein, szef Miramaxu, obecnie jednej z najpotężniejszych wytwórni filmowych w USA, zbudował potęgę firmy wyłącznie dzięki młodym anonimowym niegdyś reżyserom, których w porę wciągnął w orbitę.
Zresztą nie tylko on, przechwytując najbardziej utalentowanych filmowców, zbił na tym fortunę. Kim są bracia Wachowscy, dziś nie trzeba nikomu tłumaczyć. Siedem lat temu obaj panowie startowali właśnie w Park City z debiutanckim filmikiem „Bound”. Wtedy byli niezależnymi, ambitnymi artystami, o których pies z kulawą nogą nie słyszał. Jednak czujni menedżerowie Warner Bros. natychmiast ich wyłowili. Dali im szansę, z której skwapliwie skorzystali, realizując „Matriksa” – jedną z najbardziej dochodowych trylogii w historii kina.
O czym opowiadają następcy Wachowskich i Tarantino? Skromny wycinek młodego niezależnego kina zza oceanu pokazywano na zakończonym właśnie przeglądzie Era Nowe Horyzonty w Cieszynie. Znaleźć tam można najrozmaitsze formy od komedii po egzystencjalne dramaty. Są wśród nich zrealizowane za kilka tysięcy dolarów horrory starające się dyskontować niedawny sukces „Blair Witch Projekt” (minimalistyczne arcydzieło „Soft for Digging” J.