Archiwum Polityki

Ekstrakasa

Polska piłka – i nie tylko polska – może być wykopana na out. Grono najbogatszych klubów europejskich, i tak już hermetyczne, chce na trwałe przejąć dochody płynące z europejskich rozgrywek.

Przed kilkoma laty Franzowi Beckenbauerowi wyrwało się w jednym z wywiadów, że dla Bayernu Monachium to wielki dyshonor mierzyć się z drużynami z Polski czy Albanii. Wypowiedź słynnego Cesarza świat europejskiej piłki oficjalnie potraktował jako nieelegancką i niesprawiedliwą, ale od tamtego czasu regularnie stara się, by nie dopuścić biednych i mało znanych drużyn do udziału w meczach o najwyższą stawkę.

Kiedy w latach pięćdziesiątych Francuzi wymyślili rozgrywki o europejskie puchary, główną ideą była równość szans na starcie. Zwycięzcy lig krajowych czy też zdobywcy pucharów, drogą losowania dobierani byli w pary i systemem mecz–rewanż przechodzili do kolejnych rund. Tym sposobem Europę zadziwić mógł i Real Madryt i Górnik Zabrze, który trafił akurat na słabszy dzień bogatszej i lepszej drużyny. Z czasem okazało się jednak, głównie dzięki telewizji, że na takich rozgrywkach można bardzo dużo zarobić. Stacje telewizyjne największe stawki płaciły wtedy, gdy spodziewana była duża oglądalność, a więc gdy mierzyły się dwa znane kluby. Mecz mistrza Włoch z mistrzem Węgier nie wywoływał większego zainteresowania, bo i faworyt był jeden, i splendor spodziewanego zwycięstwa nie za duży. Co innego, gdy przyjeżdżał mistrz Niemiec. Równie znany, równie bogaty i równie chciwy sukcesu.

Liga dla bogatych

W latach dziewięćdziesiątych Europejska Unia Piłkarska (UEFA) zmodyfikowała więc rozgrywki o Puchar Mistrzów zmieniając jego formułę na ligę. Wprowadzenie takiego systemu w pierwszej fazie rozgrywek zapobiegać miało awansom do ćwierćfinałów przypadkowych drużyn. Faworyt mimo kilku wpadek był w stanie nadrobić stratę w kolejnych meczach i awansować do następnej rundy.

Polityka 21.2003 (2402) z dnia 24.05.2003; Społeczeństwo; s. 104
Reklama