Violetta Filipek pracuje w biurze Itapol w Neapolu, które sprzedaje bilety na regularne, licencjonowane linie autobusowe – polskie i włoskie. Kilka lat temu Filipek z pomocą włoskiej policji próbowała wydać wojnę nieuczciwej konkurencji. Neapolitańscy policjanci skontrolowali wówczas dokumenty kilku podejrzanie wyglądających autobusów i kilkudziesięciu mikrobusów krążących wokół miejskiego dworca. Deportowano 50 Polaków, głównie kierowców, którzy wjechali do Włoch bez zezwoleń na przewóz osób.
– Nielegalni przewoźnicy są jak szarańcza – zauważa Filipek. – Raz wypleniona odradza się ze zdwojoną siłą.
Przy dworcu w Neapolu lub w jego pobliżu nadal więc czekają polskie mikrobusy. Przystosowane do przewozu ośmiu osób, zabierają nawet czternaście. Nastawione są głównie na powracających z saksów Polaków i Ukraińców.
– Zwłaszcza tych, którym dawno skończyły się wizy i którym w związku z tym grozi przymusowe wydalenie, jak też długoletni zakaz wjazdu do Unii Europejskiej – dodaje pracownica Itapolu.
Obietnica bezstresowego przekroczenia granicy kosztuje Ukraińca 400 euro (koszt przejazdu z Włoch do Polski to średnio 250 zł). Nie wiadomo, czy zostaje dotrzymana. Wiadomo, że część polskich mikrobusów – zamiast przekraczać granicę Unii dopiero na przejściu austriacko-słowackim – wybiera trasę przez Słowenię i Węgry. Granica zjednoczonej Europy kończy się wówczas na Włoszech.
– Kierowcy trefnych busów doskonale wiedzą, że włoskie służby graniczne, w przeciwieństwie do austriackich, są, zwłaszcza w porze sjesty, mało skrupulatne – wyjaśnia Violetta Filipek.
Dziesięć podatków
Co sprawia, że konkretny mikrobus lub autobus, który często od lat regularnie przewozi ludzi nawet na krańce Europy, określany jest przez legalnych przewoźników jako trefny?