Archiwum Polityki

As Łukaszenki

Wojna energetyczna Rosji z Białorusią trwa od kilku lat i zawarcie obecnego porozumienia nie oznacza trwałego pokoju, a jedynie chwilowy rozejm. W całej sprawie nie idzie o cenę surowców, gazu i ropy. To są kwestie drugorzędne i prezydent Putin chętnie zgodziłby się nadal sponsorować Białoruś. Zwłaszcza że skorzystałyby na tym w dużej mierze rosyjskie firmy, prowadzące na Białorusi rozległe i dochodowe interesy.

Ulgowe rozliczenia z Białorusią były – i są nadal – częścią projektu przewidującego utworzenie wspólnego państwa związkowego oraz porozumienia o wspólnym obszarze celnym. To na mocy tego porozumienia ropa sprzedawana Białorusinom nie była obciążona cłem. Cło doliczano dopiero do ceny, za jaką sprzedawano do państw UE wyprodukowane w białoruskich rafineriach wyroby ropopochodne i benzynę. W rezultacie była ona zbliżona do cen światowych i dzięki temu białoruski budżet czuł się komfortowo, a gospodarka odnotowywała kolejne wzrosty. Zwłaszcza że Białoruś nie dzieliła się zyskiem z rosyjskim budżetem, choć obiecywała.

W ramach projektowanego wspólnego państwa Rosjanie bardzo chcieli przejąć białoruskie rurociągi. I tu pojawił się opór Łukaszenki, który zwodził Putina i grał z nim własną grę. Nie zamierzał popaść w całkowitą podległość i stać się jednym z rosyjskich gubernatorów. A przynajmniej nie zamierzał tanio się sprzedać, dlatego nie chciał przystać na warunki i cenę, po jakiej Gazprom zamierzał przejąć akcje Biełtransgazu.

Łukaszenko obciążył rosyjską ropę cłem tranzytowym, doprowadził do konfliktu – i zakręcenia kurków rurociągu Przyjaźń – bo miał świadomość, że to jedyna metoda walki z Putinem.

Polityka 3.2007 (2588) z dnia 20.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama