Znany pisarz Marek Nowakowski wystąpił gościnnie w roli krytyka teatralnego, poświęcając swój felieton w „Rzeczpospolitej” konfliktowi w łódzkim Teatrze Nowym. Autor przedstawia własny oryginalny pogląd, ostatecznie wyjaśniający całą aferę. Otóż zdaniem Nowakowskiego w mieście Łodzi mamy do czynienia z brudną manipulacją. Zamęt wokół zasłużonej sceny to nic innego jak kukułcze jajo podrzucone prezydentowi Kropiwnickiemu przez SLD: „Władzę im diabli wzięli, ale się nie poddają. Biegli w socjotechnice, zaczęli psuć szyki nowemu prezydentowi”. Przegrali łódzkie wybory prezydenckie, więc skryli się w teatrze, przemieniając go w twierdzę obronną. „Zajęli budkę suflera i stamtąd podpowiadają” – stwierdza dobrze poinformowany Nowakowski. „Znaleźli przywódcę, może nawet nieświadomego manipulacji, niewyżytego bardziej niż inni, który zapragnął zaistnieć w roli płomiennego trybuna” – ze współczuciem pisze o najbardziej poszkodowanej ofierze manipulacji.
Pisarzowi Nowakowskiemu jedno tylko nie mieści się w głowie: że po prostu aktorzy nie chcą pracować z narzuconym im dyrektorem i jest to ich suwerenna decyzja, słuszna lub nie – ale własna, spontaniczna. Może im się po prostu Królikiewicz naprawdę nie podoba? Ale pisarz Nowakowski dobrze pamięta z peerelowskiej przeszłości, że jak się artyści buntują, to nie może być tak, że buntują się sami z siebie. Na pewno stoją za tym wichrzyciele, manipulatorzy i wrogie ośrodki, które tym razem uwiły sobie gniazdko w budce suflera.