Prezydent Aleksander Kwaśniewski zdecydował, że jego przedstawicielką w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji będzie aktorka Sławomira Łozińska, wcześniej działaczka ZASP i członkini rady nadzorczej Polskiego Radia, skąd zapewne wyniosła szacunek i podziw dla wielkiej pracowitości i inteligencji sekretarza Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierza Czarzastego, co też w pierwszych słowach, by nie było nieporozumień, wyznała. Senacka komisja kultury jednomyślnie poparła jako kandydata do KRRiTV prof. Tomasza Goban-Klasa, specjalistę od spraw mediów, obecnie wiceministra edukacji. Obie te osoby są niewątpliwie związane z lewicą, ale nie mają wyraźnego znaku partyjności, mają natomiast doświadczenie, mniejsze lub zupełnie spore, w branży medialnej, a więc nie budzą większych kontrowersji. Można nawet mówić, że w porównaniu z wcześniejszymi ściśle partyjnymi rozdaniami, zwłaszcza parlamentarnymi, tym razem KRRiTV przestaje być miejscem wygodnej zsyłki dla partyjnych funkcjonariuszy. Zmiana więc jest, rodzi się jednak pytanie, czy o taką właśnie chodziło?
Jeśli porównać zamiary z efektami, to gołym okiem widać, że góra urodziła mysz. Prezydent wezwał przecież do dymisji całą Radę, zapowiedział, że odrzuci jej doroczne sprawozdanie, co było jednoznacznym sygnałem, że tego samego oczekuje od Sejmu i Senatu. Tylko odrzucenie sprawozdania otwierało drogę do zasadniczej zmiany Rady, gremium, które mimo wszystkich zabiegów nowej przewodniczącej Danuty Waniek jest po prostu skompromitowane, o działaniu którego wiemy zbyt wiele, by darzyć je nawet umiarkowanym szacunkiem. Okazało się jednak, że zamiary prezydenta praktycznie spełzły na niczym. Senat sprawozdanie przyjął, co oznacza, że Rada przetrwa, Włodzimierz Czarzasty, rekomendowany swego czasu przez Aleksandra Kwaśniewskiego, prezydencki apel o dymisję po prostu zlekceważył, rząd forsuje wbrew opozycji kontrowersyjną ustawę o radiofonii i telewizji.