Archiwum Polityki

Dzika strona rocka

Tegoroczny sezon jest niezwykle udany dla Lou Reeda. Kilka miesięcy temu pojawiła się zaskakująca świetna płyta „The Raven”. Teraz ukazuje się dwupłytowy album podsumowujący działalność artysty – jednej z najciekawszych i najbardziej wpływowych postaci w historii rocka.

Właściwie kariera tego 62-letniego dziś kompozytora, gitarzysty, wokalisty, a może przede wszystkim – poety – powinna była potoczyć się inaczej. Młody zdolny chłopak z porządnej żydowskiej rodziny z Long Island powinien zostać raczej prawnikiem albo politykiem, nie zaś muzykiem rockowym. Państwo Firbankowie (tak brzmi właściwe nazwisko Lou Reeda) widząc, że chłopak bardziej przykłada się do gitary niż do nauki pożytecznego zawodu, stosowali osobliwe metody wychowawcze: najpierw zapisali syna na kurs maszynopisania, a gdy to nie poskutkowało, zamknęli go w szpitalu psychiatrycznym i poddali terapii elektrowstrząsowej.

Zdało to się na tyle, że przyszły muzyk ukończył szkołę średnią, szybko jednak odkrył, że bardziej od campusów uniwersyteckich interesuje go ekscentryczny świat awangardy artystycznej. W 1964 r. współtworzy więc zespół The Velvet Underground, grupę, którą szybko zainteresował się Andy Warhol. Na kilka lat Lou Reed znajdzie się w kręgu sławnej Fabryki – studia stworzonego przez prekursora pop-artu i zarazem miejsca spotkań nowojorskiej bohemy, jego grupa zaś często tworzyć będzie muzyczną oprawę rozmaitych działań podejmowanych przez Warhola.

Punktem zwrotnym okazuje się jednak wydana w 1967 r. płyta „The Velvet Underground&Nico” uważana dziś powszechnie za kamień milowy w dziejach rocka. Intrygująca, niepokojąca muzyka Velvetu znacznie różniła się od optymistycznego (i często naiwnego) hipisow-skiego przesłania, które docierało np. z San Francisco. Gdy dzieci-kwiaty śpiewały o miłości, Reed opowiadał o erotycznych obsesjach (piosenka „Venus In Furs” jest oczywistą aluzją do powieści „Wenus w futrze” Leopolda von Sacher-Masocha), gdy hipisi mówili o wyzwolonej pod wpływem rozmaitych używek jaźni, Lou napisał „Heroin” – piosenkę o ostrym narkotykowym odlocie, gdzie tylko na początku czujemy się tak, „jakbyśmy byli synem Chrystusa”.

Polityka 19.2003 (2400) z dnia 10.05.2003; Historia; s. 68
Reklama