Archiwum Polityki

Prawo powszechnej prowokacji

Czy bezkarność dla wręczających łapówki ograniczy korupcję?

Rzadko się zdarza taka jednomyślność w polskim Sejmie: 415 posłów głosowało za nowelizacją kodeksu karnego. Zmiany mają sprawić, że walka z plagą korupcji i płatnej protekcji stanie się skuteczniejsza. Chodzi o to, by przełamać zmowę milczenia dającego i biorącego łapówkę. Dotychczas bowiem obaj jechali na tym samym wózku – w przypadku ujawnienia korupcji i ten który dał, i ten który wziął, mogli spodziewać się konsekwencji karnych nawet wówczas, gdy łapówka została wymuszona.

Teraz ma być inaczej. Jeśli ktoś wręczył łapówkę osobie publicznej i poinformuje o tym organy ścigania, uniknie odpowiedzialności. Postępowanie zostanie wszczęte tylko wobec tego, kto łapówkę przyjął. Przy okazji ustalono jednoznacznie, kim jest osoba publiczna, co budziło dotychczas wątpliwości. Definicja jest bardzo szeroka, bo obejmuje nie tylko urzędników państwowych i samorządowych, ale również dyrektorów przedsiębiorstw, przedstawicieli korporacji zawodowych, np. notariuszy, a także – uwaga! – lekarzy.

Posłowie spierali się, czy dającego łapówkę automatycznie uwolnić od odpowiedzialności karnej, czy też stworzyć sądowi możliwość skorzystania z nadzwyczajnego złagodzenia kary lub odstąpienia od ukarania. Ostatecznie przyjęto pierwszą wersję, którą prawnicy uznają za rewolucyjną. Oddaje to zresztą rewolucyjną atmosferę wokół problemu korupcji. Afera Rywina i inne mniejsze i większe afery, o których głośno dziś w mediach, sprawiają, że stosunkowo łatwo jest zbudować front poparcia wokół wszelkich przedsięwzięć w korupcję wymierzonych. Żaden rozsądnie myślący polityk nie odważy się wyrazić nawet nieśmiałych wątpliwości, bo może się narazić na zarzut, że i on bierze łapówki albo przynajmniej chroni kolegów, którzy biorą.

W walce z korupcją problemem jest jednak nie prawo, ale konsekwencja w jego egzekwowaniu.

Polityka 18.2003 (2399) z dnia 03.05.2003; Komentarze; s. 19
Reklama