W zeszłorocznym orędziu o stanie państwa prezydent Bush zaliczył Iran i Koreę Północną wraz z Irakiem do osi zła – złowrogich państw, które gromadzą broń masowego rażenia i pomagając terrorystom stają się poważnym i rosnącym niebezpieczeństwem dla Ameryki i pokoju na świecie. Teraz miejsce Iraku na osi zła zajęła Syria, gdyż być może dała schronienie zbirom Saddama. Czy oznacza to, że po rozprawie z reżimem w Iraku przyjdzie kolej na wojnę z młodym przywódcą syryjskim, a potem Kim Dzong Ilem i mułłami w Teheranie?
Wydaje się to raczej mało prawdopodobne. Wielu amerykańskich ekspertów uważa wprawdzie, że kraje te, szczególnie orwellowska despotia północnokoreańska, stanowią nawet większe zagrożenie dla USA niż były reżim w Bagdadzie. (– Iran bardziej pomaga terrorystom niż Irak i jest od niego dwa razy większy, a Korea Północna ma dużo bardziej zaawansowany program nuklearny – mówi „Polityce” były asystent ministra obrony Lawrence Korb). Przeważa jednak pogląd, że rozwiązania siłowe nie mają sensu. Według jednego z sondaży, zdecydowana większość Amerykanów jest zdania, że z Teheranem i Phenianem należy rozmawiać, a nie grozić im inwazją. Bush zdaje się uważać, że jedno drugiego nie wyklucza i liczy na kombinacje presji militarnej i dyplomacji. Innymi słowy – na to, że zaostrzenie zimnej wojny z obu państwami pozwoli uniknąć wojny gorącej.
Oś tak samo złych
Oś zła wymyślili speechwriterzy Busha, piszący mu przemówienia David Frum i Michael Gerson, ale początkowo obejmowała ona tylko Irak i Iran. Dopiero potem uzupełniono ją o Koreę Północną – jak się uważa po to, aby rozproszyć podejrzenia, że chodzi o krucjatę przeciw islamowi. Intencje były jasne – miała wywoływać skojarzenia z inną złowrogą osią sprzed ponad 60 lat i z imperium zła (jak prezydent Reagan nazywał ZSRR).