Chiński termin feng shui znaczyłby po polsku tyle co wiatr i woda. Kiedy parę lat temu zaczęły się na naszym rynku ukazywać w wielkiej liczbie poradniki zalecające jak korzystać z zasad feng shui, w mieszkaniach Polaków zagościły nagle dzwonki wiatrowe odpędzające złe moce, zwierciadełka ba-gua odbijające niekorzystne energie i miniaturowe fontanny gwarantujące szczęście finansowe. Racjonaliści pukali się w czoło obserwując niebywałe wzięcie dla rozmaitych gadżetów orientalnych, kupowanych w sklepach ezoterycznych, tradycjonaliści wietrzyli w tym spisek antychrześcijański i zagrożenie dla kultury narodu, ale wielu rodaków, ot tak, na wszelki wypadek przemeblowywało swoje mieszkania zgodnie z odpowiednimi zasadami chińskiej sztuki wiatru i wody.
W chińskiej Księdze Przemian „I Ching” czytamy, że energią życiową (ch’i) rządzą żywioły: wiatr, woda, ogień, drewno, metal, ziemia. Chodzi o to, by pozwolić tej energii swobodnie przepływać i by nic jej nie blokowało. W związku z tym przestrzeń domu winna być odpowiednio zaplanowana, a dom odpowiednio zlokalizowany w stosunku do kierunków świata i zharmonizowany z otoczeniem. Dom zlokalizowany zgodnie z zasadami feng shui winien mieć front na południu i wychodzić na otwartą przestrzeń, zaś od zaplecza musi go chronić góra. Związane z kierunkami (a zarazem odpowiadającymi im żywiołami) sektory domu są odpowiedzialne za powodzenie w poszczególnych dziedzinach życia (patrz ramka).
Coś w rodzaju magii
– Feng shui jest moim zdaniem elementem New Age, tak jak na przykład reiki czy astrologia – mówi Jan Zbigniew Suliga, dyrektor Muzeum Etnograficznego w Warszawie. – To, co do nas z tej nauki dociera, to tylko popłuczyny, uproszczone formy skomplikowanych traktatów.