Tradycje wspólnego państwa i granica z Austrią oraz korzyści płynące z turystyki z zachodniej Europy sprawiały, że społeczne poparcie dla wejścia do Europy było na Węgrzech bardzo wysokie i przekraczało 70 proc. Ale pod koniec ubiegłego roku nagle spadło poniżej 60, aby ostatnio znów pójść w górę. Profesor Uniwersytetu w Debreczynie Istvan Molnar twierdzi, że zupełnie inaczej miały się sprawy, kiedy najpierw tylko 3, a potem 4 kraje wyszehradzkie miały wejść do UE, a inaczej obecnie, kiedy szykuje się cała wycieczka. Wzrosły też obawy, że Węgry staną się wyłącznie rynkiem zbytu. Do spadku notowań przyczyniła się również walka polityczna, a zwłaszcza zmiana frontu Węgierskiej Partii Obywatelskiej – FIDESZ z Viktorem Orbanem na czele. Póki był u władzy, energicznie dążył do Unii, ale kiedy rok temu stracił władzę na rzecz socjalistyczno-liberalnej koalicji, zaczął mnożyć wątpliwości. Prof. Molnar uważa jednak, że zdrowy rozsądek zwycięży, bo przecież Węgry od ponad tysiąca lat, kiedy król Stefan Wielki przyjął chrześcijaństwo, należą do Europy i niejednokrotnie dawały temu świadectwo.
Poprzedni prawicowy rząd w swoich działaniach wielokrotnie odwoływał się do historii i narodowych tradycji, oskarżając socjalistów i liberałów o brak szacunku dla przeszłości i o kosmopolityzm.
Podczas ostrej zeszłorocznej kampanii przed wyborami parlamentarnymi prawica odmawiała lewej stronie prawa do symboli narodowych. Przegrała wybory, ale społeczeństwo węgierskie jest wciąż podzielone, pęknięte. Więc właśnie teraz, w przededniu referendum decydującego o wejściu do Europy, lewicowa koalicja odwołała się do symboli, które są wspólnym dobrem Węgrów.
15 marca jest największym świętem narodowym Węgier. Tego dnia, w 1848 r., rozpoczęła się na Węgrzech słynna Wiosna Ludów.