Archiwum Polityki

Książka zafoliowana

W warszawskich księgarniach pojawił się nowy obyczaj. Oto coraz więcej książek, na wzór gazet sprzedawanych w hipermarketach, jest foliowanych. Foliuje się już wszystko: od klasyki (to najmniejsze zmartwienie, bo w końcu każdy coś tam wie, o czym jest np. „Wojna i pokój”) przez albumy po nowości beletrystyczne. I tu największy zgryz: trudno bowiem na podstawie dwuzdaniowej notki na okładce – zwykle entuzjastycznej – wyrobić sobie zdanie o jakości zafoliowanej literatury. Jeszcze dziwniejsze argumenty można usłyszeć od księgarzy. Jeden powiedział, że w ten sposób eliminuje się grupę, która czyta na miejscu (w księgarni), a nie bierze na wynos. Inny dodał, że czytelnicy przeglądając książki niszczą je, a tak uszkodzonego produktu nie udaje się już sprzedać.

Akcja kupowania książek w folii niczym kota w worku ma ukrócić te niecne praktyki, a być może i sprawić, że czytelnik dręczony ciekawością jednak zapakowaną książkę kupi. Ponieważ pęd czytelniczy w naszym kraju jest tak duży, że księgarnie pękają w szwach, a hurtownicy nie mogą opędzić się od zamówień, można wymyślić jeszcze inne sposoby, które sprawią, że po lektury sięgną jedynie najwytrwalsi. Można na przykład umieszczać egzemplarze w najtrudniej dostępnych miejscach albo wprowadzić zakaz wchodzenia do księgarni więcej niż jednej osoby. Krok w tym – właściwym – kierunku już został zrobiony.

Mariusz Czubaj

Polityka 15.2003 (2396) z dnia 12.04.2003; Kultura; s. 52
Reklama