Archiwum Polityki

W trybach języka

Magdalena Tulli, obok Olgi Tokarczuk i Andrzeja Stasiuka, zaliczana jest do grona najwybitniejszych pisarzy średniego pokolenia. Jej proza przedrzeźnia tradycyjne wzory powieściowe i wykorzystuje je przeciwko sobie. Właśnie ukazała się nowa, trzecia powieść Tulli „Tryby”.

Debiutanckie „Sny i kamienie” (1995), za które Tulli otrzymała prestiżową nagrodę Fundacji im. Kościelskich, krytycy czytali jako metaforyczną opowieść o Warszawie. Nominowana do nagrody Nike powieść „W czerwieni” (1998) była pastiszem i fantasmagorią XX-wiecznej Europy. O czym chce nam opowiedzieć Tulli w nowej powieści? Chyba o wciąż ponawiającym się poczuciu braku, o niemożności spełnienia życia, spełnienia innego niż w opowieści, w której zawsze przecież jest coś do dodania! Przede wszystkim o dręczącym nas pragnieniu sensu i wynikających z tego komplikacjach. Świat nie jest ani znaczący, ani nie jest absurdalny. Świat jest – i tylko tyle. I taki, jaki jest, oszałamia nas, zachwyca, nudzi, przeraża. Ale kiedy chcemy go zrozumieć, wymyka się nam, a w miejsce rzeczywistości pojawiają się dekoracje. Dlaczego? Bo jawi nam się pod postacią opowieści, z jej wymogiem racjonalności, obecności przyczyny i skutku, odwołującej się do symboli, a więc zmetaforyzowany i zinterpretowany.

„Jest się dzisiaj potencjalnie powieściopisarzem tak jak w średniowieczu było się teologiem”, zauważył niegdyś Emil Cioran. Dziś filozofowie piszą o narracji historycznej rządzonej wymogami retoryki literackiej. Powieść Tulli, wyróżniająca się literacką elegancją i humorem, jest fenomenalną ilustracją tak prezentującego się myślenia. Autorka „Trybów” jako profesjonalny opowiadacz pokazuje, do jakich nieporozumień może doprowadzić sytuacja daleko mniej zobowiązująca, bo, zdawałoby się, czysto literacka, w której „za całą treść egzystencji wystarczyć musi historyjka wytrząśnięta przez kogoś z rękawa od niechcenia. Złakniona podmiotów i orzeczeń, wczepiona w ich tkankę niczym rzadkiego rodzaju żarłoczny pasożyt”. Pokazuje, jak słowa stają się cierpiącym ciałem, a błaha „historyjka” zaczyna rządzić życiem powieściowych postaci, jak nieoczekiwanie zmienia się w Historię, w rzeczywistość ze złowrogimi konsekwencjami dla, zdawałoby się, dotąd tylko papierowych bytów, „ograniczonych metaforą, w której zamknięto ich los”.

Polityka 15.2003 (2396) z dnia 12.04.2003; Kultura; s. 68
Reklama