Gdy w gdańskim środowisku prawniczym w początkach maja trwały aresztowania, w Białymstoku w tym samym czasie świętowano awanse: szef okręgówki Sławomir Luks został szefem apelacji, a dotychczasową prokurator apelacyjną Marię Zawadzką powołano do Prokuratury Krajowej do Warszawy (struktura: ponad prokuraturą rejonową jest okręgowa, a nad tą apelacyjna. Wszystkie ściśle ze sobą współpracują. Prokuratura Krajowa nadzoruje pracę wszystkich jedenastu apelacji w Polsce).
O Sławomirze Luksie w Białymstoku mówią: pierwszy. O skupionych wokół niego prokuratorach: grupa trzymająca władzę. Poza tym, wedle lokalnej opinii Luks ma być związany z lewicą, zwłaszcza z aktualnym wiceprokuratorem generalnym Kazimierzem Olejnikiem oraz byłym ministrem sprawiedliwości Stanisławem Iwanickim. Mimo świetnych wyników i doskonałej prasy ta grupa bardzo się obawia najbliższych wyborów parlamentarnych.
Bo jeśli wygra PiS, być może pierwszym zostanie kto inny. Na przykład o rok starszy kolega Luksa ze studiów prawniczych Andrzej Śliwski, o którym w mieście wiadomo, że się lubi z Lechem Kaczyńskim i innymi politykami PiS.
Prokuratorzy funkcyjni w Białymstoku to – z jednym wyjątkiem – wychowankowie białostockiej uczelni, która wcześniej była filią Uniwersytetu Warszawskiego. Ambitni, zdolni, ale – jak mówi Luks – lekceważeni latami przez profesorów z Warszawy. – Co mogło nas tylko mobilizować – dopowiada. – Dzień satysfakcji przyszedł, gdy jeden z profesorów po pięknie zdanym egzaminie przeprosił nas oficjalnie, choć na korytarzu.
Najambitniejsi wśród obecnych czterdziestokilkulatków to właśnie Sławomir Luks i Andrzej Śliwski. Obaj z nieprawniczych rodzin (Luks jest synem krawcowej i kaletnika).