Archiwum Polityki

Balkon na podwórze

Po lekturze „Dwunastu kręgów” ukraińskiego pisarza Jurija Andruchowycza jednego możemy być pewni: autor ten dostanie kiedyś literacką Nagrodę Nobla. Pierwszą dla Ukrainy.

Pomarańczowa rewolucja przyniosła nam tej wiosny prawdziwy wysyp książek autorów zza Sanu. Jak nigdy w dziejach wydaje się dziś w Polsce więcej pisarzy ukraińskich niż rosyjskich (a Roman Dmowski zapewne przewraca się grobie). Możemy na bieżąco śledzić dokonania młodych pisarzy z Ukrainy: Serhija Żadana, Tarasa Prochaśki, Lubko Deresza, Oksany Zabużko, Natalii Śniadanko i wielu innych. Tym bardziej trzeba więc podkreślić, że twórczość Jurija Andruchowycza wyróżnia się pośród nich i jest zjawiskiem zupełnie innego kalibru.

Pamiętam, jakby to było dziś. W zatłoczonym podmiejskim pociągu, gdzieś na wysokości zapyziałych ogródków działkowych w podwarszawskich Włochach, gdzie dziś wznosi się jeden z największych w Europie kompleksów handlowo-usługowych, wyciągnąłem z plecaka świeżo wydaną powieść nikomu nieznanego pisarza o niewiele mówiącym tytule „Rekreacje” (1992 r.) – i odpłynąłem. Bo było tak, jakby ktoś napisał książkę, na którą czekała cała Polska – o kraju, który dopiero co wyszedł z komunizmu i dość nieporadnie uczy się niepodległości. Tyle że owym krajem była Ukraina.

Następną książką („Moscoviada”, 1993 r.) Jurij Andruchowycz wpędził w kompleksy Moskali – napisał bowiem najlepszą powieść o rozpadzie, rosyjskiego w końcu, Sojuza. Po trzech latach wziął zaś na celownik Zachód i tu dopiero powinęła mu się noga – „Perwersja” (1996 r.) okazała się bowiem ambitną porażką.

Po tej klęsce przez siedem lat pisarz lizał rany. Lecz było warto, bo „Dwanaście kręgów” (2003 r.) to bez wątpienia najlepsza powieść tego 45-letniego dziś prozaika, eseisty i poety. Teraz już nie mam wątpliwości, że dane mi było poznać przyszłego noblistę.

Obok Marqueza i Hrabala

Wcale nie przesadzam: Andruchowycz jest wprawdzie autorem niszowym, znanym u nas jedynie czytelniczej elicie, ale ten stan rzeczy właśnie ulega zmianie.

Polityka 19.2005 (2503) z dnia 14.05.2005; Kultura; s. 72
Reklama