Węgry zapłaciły ogromny rachunek za to, że niemal do ostatniej chwili były związane z III Rzeszą. Regent Węgier admirał Miklos Horthy jesienią 1944 r. zaproponował wprawdzie Stalinowi kapitulację, ale bez skierowania węgierskich wojsk do walki przeciw poprzednim sojusznikom – Niemcom. Rosjanie nie przyjęli tego warunku. Niemcy dowiedzieli się o pertraktacjach. Natychmiast zorganizowali pucz i przekazali władzę węgierskim faszystom. Rosjanie z kolei na zasadzie zastosowanego w Polsce wariantu lubelskiego powołali w grudniu Węgierski Narodowy Front Niepodległościowy, który zapowiedział demokratyzację, reformę rolną i nacjonalizację przemysłu.
Nieznaczna część węgierskich wojsk zwróciła się przeciw Niemcom i na tej zasadzie rozpoczęło się „wyzwalanie” Węgier. Niemniej Węgry były w Europie jedynym państwem, które przegrało wojnę u boku Niemców, a wojska radzieckie w czasie podboju kraju postępowały niezwykle brutalnie, dokładnie tak samo jak w Niemczech. Tylko podczas bitwy o Budapeszt zgwałcono 100 tys. kobiet, w tym kilkaset zakonnic. Do niewoli wzięto łącznie 800 tys. węgierskich żołnierzy. Już po zakończeniu wojny, pod pozorem wyjazdu na roboty – jak zapewniali Rosjanie – wywieziono do ZSRR kilkaset tysięcy osób, z których większość nigdy nie wróciła. Węgry płaciły potworną wręcz cenę za swoją fatalną politykę i sojusz z Hitlerem. Utraciły też wszystkie odzyskane terytoria i wróciły do granic ustalonych po I wojnie światowej. Jedna trzecia Węgrów znalazła się poza granicami kraju.
O wielkiej tragedii narodowej przez 45 lat nie wolno było nawet pisnąć.
Okupanci w dodatku nakazali uroczyście obchodzić 4 kwietnia jako najważniejsze państwowe święto, nazwane Dniem Wyzwolenia. O poprzednim, faktycznie największym, narodowym święcie 15 marca – rocznicy wybuchu Wiosny Ludów w 1848 r.