Daniel Passent: – Ponad 40 proc. katolików na świecie mieszka w Ameryce Łacińskiej. To ma być teraz bastion katolicyzmu. Jak pan ocenia sytuację Kościoła na tym kontynencie?
Victor Perez-Diaz:– Kościół ten przeszedł ciężki kryzys, wywołany we własnych szeregach przez konflikt konserwatystów i radykałów. Obecnie kryzys został przezwyciężony; przeważa tendencja centrystyczna, umiarkowana i akceptacja rozmaitych nurtów, co pozwala na pewien optymizm. Ale ograniczony, bo konkurencja ze strony Kościołów protestanckich jest coraz silniejsza.
Kościół był ostoją status quo – najpierw kolonizacji hiszpańskiej i portugalskiej, później konserwatywnego ładu społecznego. Czy to było źródło kryzysu?
To było jedno ze źródeł. Skrajny konserwatyzm duchowieństwa w jednych krajach i skrajnie lewicowa teologia wyzwolenia w innych miały różne przyczyny. Nie wszędzie w Ameryce Łacińskiej Kościół był taki sam.
Na przykład w Argentynie dostosował się do dyktatury, w Brazylii dystansował się wobec niej i utrzymywał dialog z umiarkowaną lewicą Enrique Cardoso, późniejszego prezydenta, a nawet ją ochraniał, zaś w Chile bywało różnie. Podobnie w Ameryce Środkowej; na ogół duchowieństwo unikało sojuszy z władzą, ale były wyjątki, np. w Nikaragui pięciu duchownych było ministrami w rządzie sandinistów, zaś arcybiskup tego nie popierał. Mamy więc do czynienia z mozaiką. Ale ostatecznie przeważyło poskramianie skrajności.
Jaki jest wkład Kościoła w tworzenie społeczeństwa obywatelskiego?
W kulturze Ameryki Łacińskiej, w mocno rozwarstwionym społeczeństwie i zhierarchizowanym Kościele, mało było czynników sprzyjających narodzinom społeczeństwa otwartego.Kościół bardzo długo, za długo, był utożsamiany z konserwatywną, autorytarną prawicą.