Archiwum Polityki

Most dla post

Podział na postkomunistów i postsolidarność to najstarszy front polskiej demokracji. Widać to choćby po kontrowersjach wokół zaproszenia Aleksandra Kwaśniewskiego na obchody 25-lecia Solidarności. Nadal, bardziej niż poglądy, liczą się polityczne rodowody, nawet te naciągane. Przejścia z jednego obozu do drugiego są nieliczne i grożą towarzyską śmiercią.

W 1980 r. tak nie było – stwierdza Bogdan Lis, jedna z czołowych postaci Sierpnia, dzisiaj w Unii Wolności, a niedługo Partii Demokratycznej, której już zarzuca się, że przyjmuje komuchów. – Jeśli ktoś został wybrany do władz Solidarności, to było święte, nie miało znaczenia, czy ten człowiek należy do PZPR.

Lis wie, co mówi. Sam był wtedy członkiem partii. I wciąż odnotowuje ten fakt w ankietach personalnych, by nie wyszło na to, że coś sobie z życiorysu wygumkował. Problem przynależności partyjnej pojawił się, jego zdaniem, w stanie wojennym. Wtedy ludzie, pod silną presją otoczenia, dokonywali wyboru – partia albo związek. Wierni „S” oddawali legitymacje partyjne. Oportuniści odcinali się od związku. – Powstała zadra – konstatuje. – I w 1989 r. był już wyraźny podział na my i oni. Wtedy członkowie PZPR raczej się do Solidarności nie zapisywali. Potem nałożyła się na to walka polityczna o głosy wyborców. Trwa do dzisiaj, co więcej, przybiera na sile.

Sprawiedliwi i naznaczeni

Jak dzisiaj oceniają swoje decyzje ci, którzy przeskoczyli? Jolanta Banach, dziś szefowa klubu parlamentarnego Socjaldemokracji Polskiej, nie należała do PZPR. Działała w strukturach „S”. Potem miała przerwę na wychowanie bliźniaczek, które urodziła w 1988 r. Gdy wracała do aktywności publicznej, mogła wybierać. Jednak wstąpiła do SdRP, spadkobierczyni PZPR. – Wahałam się – wspomina – bo to powodowało bojkot towarzyski. Ale jeśli chodzi o sferę wartości, to dla mnie nie było innego miejsca poza lewicą. Bo Solidarność zaczęła się klerykalizować, zdradziła kobiety. Dla mnie lewica miała twarz ludzi z Ruchu 8 Lipca, twarz Kwaśniewskiego, Waniek, Cimoszewicza, a nie Urbana czy Kani.

Polityka 16.2005 (2500) z dnia 23.04.2005; Kraj; s. 38
Reklama