Kulturyści amatorzy podkreślają, że prócz chwilowego splendoru na zawodach dyscyplina ta przysparza wielu kłopotów. Z życiem towarzyskim: nie wpuszczą cię do klubu ze strachu, że samą posturą sprowokujesz bójkę. Z edukacją: człowieka z większą niż średnia masą mięśniową ciało pedagogiczne jest skłonne uważać za nakoksowanego głupka. Z czasem i pieniędzmi: to sport dla kogoś, kto pogodzi pracę z wielogodzinnym treningiem i czasochłonnym odżywianiem. Ze spodniami: jeśli wykonane są ze słabego materiału, wyrośnięte mięśnie czworogłowe uda rozedrą materię w dwa miesiące, w kroku robi się dziura, trzeba kupić nowe. Z komisją antydopingową: w ciągu ostatnich lat na sterydach złapano najważniejszych polskich zawodników.No i ostatnio kłopoty związane z aferą, która wstrząsnęła środowiskiem. Utytułowani zawodnicy już przyznali się do dopingu pod dyktando trenera. Jeśli prokurator potwierdzi zarzuty, razem z Fillebornem wyleci w powietrze resztka zaufania do tej dyscypliny.
Według Pawła Filleborna, akcja Stanisława Jedlińskiego poparta publicznymi oskarżeniami dawnych kadrowiczów ma charakter wyrafinowanej nagonki, której celem końcowym ma być usunięcie prezesa (Filleborna), a następnie przejęcie związku. Jedliński to potentat i poważny sponsor. Jego odżywki reklamują najsłynniejsi kulturyści. Także ci, w których moczu komisja antydopingowa wykryła sterydy. Filleborn wątpi, by Jedlińskim kierowała troska o czystość kulturystycznego treningu. Na razie nad dyskusją unoszą się opary hipokryzji.
Mistrzowie są skrzywdzeni
Mariusz Strzeliński z Pasłęka był ulubionym zawodnikiem Filleborna. Ze względu na talent i budowę ciała. Dziesięć lat temu trener zobaczył go na mistrzostwach Polski juniorów i przepowiedział zwycięstwo najpóźniej za dwa lata.