Archiwum Polityki

Szarzyzna czerwieni

Widocznie coś szczególnego musiało być w tym roku, że trójka absolwentów z jednego kursu polonistyki i czwarta dziewczyna z wydziału dziennikarskiego Uniwersytetu Warszawskiego rychło zaćmili swoimi tekstami zawodowców estrady. Los rozsiewa przecież talenty mniej więcej równomiernie, ale tylko niektórym daje szanse zabłysnąć jak rzadkim rocznikom wina. I właśnie ten rok był szczególny: przyszła odwilż, kry stalinizmu pękały, ludzie zaczynali mówić swoim głosem. Rok wielkich nadziei i wielkich poszukiwań, jak te nadzieje wyrazić. Rok 1955, kiedy jeszcze nie dowcipkowano, że otwarto okna nie po to, żeby przewietrzyć, ale żeby zobaczyć, komu było duszno. Precz z szarzyzną, wołały pierwsze programy Studenckiego Teatru Satyryków, niech żyje czerwień! „Siódmy kolor czerwieni”, brzmiał tytuł jednej składanki, „Czarna przegrywa, czerwona wygrywa”, nazywała się inna, „Agitka”– jeszcze inna. Popularna była poezja ? la Majakowski i songi ? la Brecht. W jednym spektaklu aktorzy wykrzykiwali wprost do widowni:

Towarzysze, może z was drwi to pytanie zanadto śmiałe
Towarzysze! Czy w waszej krwi nie za mało czerwonych ciałek?

Widowni, przynajmniej wielu widzom, mrówki z emocji chodziły po plecach. Te czerwone ciałka krwi nie były zdefiniowane, ale czuło się, że chodzi o sprawy wielkie: aktywną postawę wobec życia, gotowość do ponoszenia ryzyka, niechęć do prywaty, słowem tak modny wówczas „socjalizm, który się lubi”. STS wyrażał tęsknoty wielkiej rzeszy młodej polskiej inteligencji. Razem z nią przeżywał październikowe uniesienie i reagował doraźnie pisanymi skeczami na bieżące wydarzenia. Do czerwieni, lansowanej uparcie przez Witolda Dąbrowskiego, doszły bardziej pastelowe barwy piosenek Agnieszki Osieckiej, jak choćby w balladzie o malarzu, który malował swoją żonę w różnych kolorach, czy „Operetka sprzedajna” Andrzeja Jareckiego.

Polityka 15.2005 (2499) z dnia 16.04.2005; Kultura; s. 66
Reklama