Piotr Sarzyński: – Jak wygląda „życie po życiu” Kantora?
Jarosław Suchan:– Nie najlepiej. Utrwaliła się konwencja pokazywania jego dorobku głównie poprzez malarstwo i elementy scenografii, czyli poprzez formy zastygłe, statyczne, które w żaden sposób nie przekazują widzom – zwłaszcza tym, którzy nie zetknęli się z Kantorem osobiście, nie widzieli jego spektakli – tego, co w tej sztuce najważniejsze. Z dzieła Kantora ucieka życie, a to, co było pełne dynamiki, ruchu, aktywności, zamienia się powoli w truchło.
Dlaczego tak się dzieje?
Z różnych powodów. Po części dlatego, że pamięć o Kantorze została w pewien sposób zmonopolizowana przez ludzi, którzy bardzo blisko z nim współpracowali i którym owa bliskość utrudnia świeże spojrzenie na jego sztukę. Trochę też dlatego, że sam Kantor pod koniec życia silnie zwrócił się ku przeszłości, czyniąc główną materią swoich ostatnich spektakli i obrazów wspomnienia. A ponieważ sugestywność tych dzieł była ogromna, to, co stanowi ich materię, zaczęło się utrwalać jako pryzmat, przez który dziś spogląda się na cały dorobek artysty. W ten sposób sztuka Kantora sama stała się „wspomnieniem”, pamiątką, „eksponatem”, czymś, co stopniowo pokrywa się muzealnym kurzem. Ciągle jeszcze powtarzamy jak wyuczoną lekcję, że Kantor wielkim artystą był, ale kto wie, czy „był” nie jest już w tym zdaniu ważniejsze niż „wielki”. „Był” jak Matejko i Wyspiański.
A ciągle jeszcze „jest”?
Jak najbardziej. Trzeba jednak ciągle szukać nowych kluczy do jego sztuki, dążyć do przełamania stereotypowych wyobrażeń na jej temat. Gdy się bowiem odrzuci owe stereotypy, okazuje się, że jego dzieła są aktualne, ciągle istotne i że wciąż mogą poruszać i inspirować.