Archiwum Polityki

Co na cokoły?

W Iraku Saddama Husajna kwitł kult jednostki – także w sztuce. Po obaleniu dyktatury zapanował demokratyczny rozgardiasz.

Ta chwila przeszła do historii. Równo dwa lata temu, 9 kwietnia 2003 r., telewizje całego świata pokazały obalenie wielkiego pomnika Saddama Husjana na bagdadzkim placu Al Firdus: symboliczny koniec tyranii, a zarazem początek całkowicie nowej epoki. Otwierał ją amerykański żołnierz, który wdrapał się na pomnik prezydenta i zarzucił mu na twarz flagę USA, ale wkrótce gwiaździsty sztandar został zdjęty, by nie ranić narodowej dumy Irakijczyków.

Tłum mieszkańców Bagdadu zabrał się za demontaż monumentu: nie poszło łatwo ani szybko, trzeba było użyć potężnej stalowej liny ciągniętej przez pojazd wojskowy, aż wreszcie pomnik się poddał – przechylił i runął. Tłum Irakijczyków wiwatował, niektórzy walili o posąg obuwiem – na znak pogardy i pohańbienia.

Saddam Husajn rządził Irakiem jako prezydent od 1979 r., a w praktyce już od przewrotu w 1968 r. W miarę, jak konsolidował władzę w państwie i umacniał wpływy swego klanu z Tikritu, rozbudowywał także kult swej osoby. Ludzie sztuki, którzy w tym brali udział, nawiązywali do mitologii i symboliki starożytnej cywilizacji mezopotamskiej i babilońskiej, sumeryjskiej i asyryjskiej – surowej i monumentalnej. Islam odnosi się nieufnie do sztuki figuratywnej: prorokowi Mahometowi nie stawia się pomników. Ale co innego „prorok” Saddam – mąż opatrznościowy narodu, który wybił się na niepodległość po I wojnie światowej, ale – tak to przedstawiała reżimowa propaganda – naprawdę zrzucił jarzmo niewoli dopiero po dojściu do władzy wojskowych rewolucjonistów z Saddamem na czele.

Husajn należał do pokolenia lewicujących arabskich nacjonalistów,

którzy nie interesowali się islamem lub nim otwarcie gardzili jako siłą wsteczną, marksistowskim „opium dla ludu”.

Polityka 14.2005 (2498) z dnia 09.04.2005; Świat; s. 52
Reklama