Podczas największej w historii RPA epidemii cholery w prowincji Kwa Zulu-Natal 300 osób zmarło, a zakaziło się 200 tys. Zarazki choroby rozwijają się w brudnej wodzie. Do tragedii doszło, pomimo że w prowincji zamieszkanej głównie przez czarną biedotę jest nowoczesna sieć wodociągów. Władze zrezygnowały jednak z dopłat do wody, przez co jej ceny gwałtownie wzrosły. Mieszkańcy wrócili do zanieczyszczonych rzek i jezior. – Nie doszłoby do epidemii, gdyby najbiedniejszym zapewniono darmowy dostęp do kranów – twierdzi Ronnie Kasrilis, były minister leśnictwa i gospodarki wodnej RPA.
W połowie lat 90. południowoafrykański rząd przekazał licencje na dostawy wody w pięciu prowincjach międzynarodowym konsorcjom. Wkrótce opłaty wzrosły z 70 do 400 randów, co stanowi połowę miesięcznych dochodów większości rodzin. W niektórych domach zainstalowano liczniki na karty podobne do telefonicznych. Po wyczerpaniu limitu zawór zamyka dopływ wody. Za kopanie prywatnych studni grozi kara.
Błękitne złoto
Handel wodą jest jednym z najszybciej rozwijających się rynków. Czołówka korporacji w tej branży to firmy z kapitałem francuskim. Największa – Suez – w XIX w. wybudowała Kanał Sueski. Dzisiaj jej roczne zyski przekraczają 3,5 mld dol. Razem z Vivendi zajmują miejsca w pierwszej setce najbogatszych firm świata, według rankingu magazynu „Fortune”. Pozostali liczący się gracze to niemiecki Thames Water, francuski Saur i angielski Biwater. Jeszcze 15 lat temu korporacje dostarczały wodę 51 mln ludzi w 12 krajach. Dzisiaj sieć ich kontraktów obejmuje 56 krajów i ponad 330 mln odbiorców.
Prywatyzację wody wspierają Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Od państw Trzeciego Świata żądają przekazania koncesji w prywatne ręce, uzależniając od tego pożyczki i redukcję zadłużenia.