Archiwum Polityki

Lech Pierwszy

Lech Kaczyński z rozmachem rozpoczął kampanię prezydencką, choć nieznany jest jeszcze termin żadnych wyborów. Czy to dowód refleksu, czy falstart?

Wczesna kampania ma zapewne wyprowadzić wreszcie Lecha Kaczyńskiego na czoło prezydenckich rankingów, przed Borowskiego, Tuska, Religię, a Prawo i Sprawiedliwość przesunąć w sondażach bliżej lub nawet przed Platformę Obywatelską.

Kaczyńskim wyraźnie nie odpowiada rola mniejszych partnerów przyszłej władzy. – Ja prezydentem, brat premierem – powtarza w wywiadach Lech Kaczyński. To wyraźne ostrzeżenie pod adresem „przyjaciół z PO”, że karty nie zostały jeszcze rozdane, premier Rokita nie jest jeszcze premierem, zaś PiS zrobi wszystko, by nim nie został. Patrząc z tego punktu widzenia, moment startu kampanii został wybrany dobrze.

Pojawienie się Partii Demokratycznej (w budowie) zachwiało notowaniami PO i spowodowało pewien zamęt w jej szeregach. Kłopoty przeżywa także prezydent Aleksander Kwaśniewski. Nie jest przypadkiem, że dość nagła decyzja o oficjalnym rozpoczęciu kampanii Kaczyńskiego – wcześniej konwencja PiS miała być poświęcona tylko promocji nowej konstytucji – zapadła, gdy prezydent Kwaśniewski odmówił stawienia się przed komisją śledczą i spodziewano się znacznego spadku jego notowań. „Silny prezydent uczciwej Polski”, czyli Lech Kaczyński, mógł się więc zaprezentować jako zaprzeczenie dotychczasowego szefa państwa. I skrzętnie tę okazję wykorzystał. Teraz wypada już tylko czekać, czy sondaże potwierdzą słuszność planu.

Pierwsze sondaże, przeprowadzone już po zgłoszeniu kandydatury, są pozytywne, przynajmniej jeśli chodzi o notowania samego kandydata. Lech Kaczyński (18 proc. poparcia) wyprzedził o 2–4 punkty najbliższych konkurentów. Na razie sama partia, PiS, nie zwyżkuje, na odłożony efekt trzeba tu będzie zapewne poczekać.

Jednak konwencja PiS nie była tylko marketingowym trikiem.

Polityka 13.2005 (2497) z dnia 02.04.2005; Kraj; s. 24
Reklama