Kapitalistyczne metody zarządzania polscy menedżerowie chłonęli z początku bezkrytycznie i szybko, niczym wyschnięta gąbka wodę. Trwająca dziesięciolecia fikcja, kiedy państwowe firmy udawały, że płacą, a ludzie – że pracują, doprowadziła gospodarkę do ruiny, więc żegnano się z nią z ulgą i bez bólu. Wydawało się pewne, że nowe mechanizmy będą sprawiedliwsze, logiczniejsze i wydajniejsze, że pracownicy będą lojalni wobec swoich firm, a one wobec nich.
Panujące dziś w Polsce stosunki pracy to wypadkowa różnych modeli zarządzania tworzonych na katedrach zachodnich uniwersytetów, kultur korporacyjnych poszczególnych wielkich inwestorów sprowadzających się do Polski, a także rodzimych rozwiązań. Mimo że nie przypominają tych sprzed 1989 r., nie są wolne od absurdów. Z jednej strony przeszczepy z Zachodu często dalekie są od ideału (krytyka korporacyjnej religii nabrała tam teraz zresztą wyjątkowego impetu), z drugiej – ludzie ze swymi wyniesionymi z socjalizmu przyzwyczajeniami, słabościami i specyfiką rynku, na którym działają, są w stanie popsuć nawet najlepszy teoretyczny model. Widzą to dziś zarówno pracownicy, jak i pracodawcy, nie zawsze jednak mają siłę, wolę i kompetencje, by zgrzytające mechanizmy naprawiać.
Wolność za 5,50
McDonalds – ikona multikorporacji. Firma o bodaj najbardziej wyrazistej i silnej wewnętrznej kulturze skodyfikowanej w sposób totalny. Tu dosłownie każdy krok pracownika jest regulowany stosowną instrukcją. Pracownicy żartują, że zapewne oddychają dokładnie w ten sam sposób co ich odpowiednicy w Burkina Faso (niewielkie państewko, d. Górna Wolta).
Krzysztof Kłapa, rzecznik McDonald's Polska, jest dumny, że jego korporacja potrafi elastycznie reagować na zmieniające się czasy i specyfikę lokalnych rynków.