Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Premier czy premiera?

Szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk apelował do premiera, by rozwiązanie Sejmu wymusił, sam podając się do dymisji. Takie apele pod adresem premiera formułowane są coraz częściej. Nie wynikają z coraz większego rozkładu SLD czy autentycznego wyścigu opozycji do wcześniejszych wyborów (choć akurat PO jako jedyne ugrupowanie ma powody, by przyspieszać). Wszyscy oczekują, że Marek Belka złoży wreszcie jakąś deklarację na temat własnych planów politycznych.

Jeżeli rzeczywiście premier chciałby wziąć udział w jakimś nowym projekcie politycznym, upadek ustawy, zwanej potocznie zdrowotną, dawał mu wymarzoną wprost okazję. Można powiedzieć, że Marek Belka miał w ręku same asy: brak poparcia dla tej ustawy SLD (kilkunastu posłów, z sekretarzem generalnym partii, nie przychodzi na głosowanie), dymisję ministra zdrowia na biurku, bardzo widoczny spór w rządzie między ministrem Markiem Balickim a wicepremierem Jerzym Hausnerem, arogancję koalicjanta, jakim jest SDPL wyrażoną wołaniem Marka Borowskiego, żeby Hausner przestał się wtrącać do spraw służby zdrowia. Miał też premier okazję, by zdecydowanie powiedzieć opozycji: nie macie żadnych pozytywnych propozycji i utrącacie potrzebną ustawę, w takiej sytuacji moja dymisja jest sprawą oczywistą.

Tymczasem premier dymisji Balickiego nie przyjął i na dodatek wysłuchał w milczeniu kolejnej porcji jego aroganckich żądań (premier ma mu załatwić z ministrem sprawiedliwości, by komornicy nie wykonywali swoich obowiązków). Jeszcze do tego SLD zganił Belkę, że nie zajmuje się promocją konstytucji europejskiej i zażądał przygotowania planu kampanii przed referendum. W ten kryzys wdał się nieoczekiwanie prezydent Kwaśniewski, który projekt zepsutej już ustawy wnosi jako własny. Tę zdumiewającą interwencję głowy państwa tłumaczyć można tylko w kategoriach politycznych: oto w centrum i po lewej stronie trwa licytacja pomysłów, jak iść do wyborów, z kim się łączyć, a z kim rozdzielać.

Polityka 8.2005 (2492) z dnia 26.02.2005; Komentarze; s. 18
Reklama