Archiwum Polityki

Zapłać za płeć

Pomyłka Pana Boga – mówią o sobie transseksualiści. Ludzie uwięzieni w obcym, znienawidzonym ciele, z którego pragną się wyrwać. Prawo i medycyna im sprzyjają. Ale operacja zmiany płci jest bardzo droga, a od 1 stycznia pełnopłatna.

To strasznie trudno sobie wyobrazić. Cóż bardziej własnego niż własne ciało? Jedność płci psychicznej i biologicznej wydaje się nam tak oczywista, że nawet się nad nią nie zastanawiamy. Dla transseksualistów równie oczywiste jest poczucie, że mają ciało nie tej płci; ciało, które jest źródłem codziennej udręki, rozdarcia, dysharmonii. Ciało znienawidzone, budzące wstręt.

Kiedy zbadano poziom lęku w różnych grupach, transseksualiści wypadli jak więźniowie. Mieli wyższy poziom lęku od ludzi, którzy przeszli zawały serca i inne ciężkie choroby. Gorzej wypadli tylko neurotycy.

– To rzeczywiście jest jak więzienie – mówi Monika (dawniej Piotr). – Tylko chyba jeszcze gorsze, bo ze stałą torturą udawania kogoś innego, bez przerwy i przed wszystkimi.

W dłoni King Konga

Katarzyna pierwszy raz poczuła, że coś jest nie tak, kiedy była 10-letnim chłopcem. W kinie na „King Kongu” i podczas słynnej sceny, gdy potwór trzyma na dłoni Jessicę Lang, poczuła, że chce być taka jak ona – piękna, filigranowa blondynka. Ale razem z tym przyszedł wgniatający w fotel lęk przed przyszłością. – To były obsesyjne myśli: co ze mną będzie, boję się dorosnąć – wspomina.

Mówią, że wiedzieli prawie od zawsze. Jako dzieci nie potrafili tego nazwać, zrozumieć, to było jakieś irracjonalne poczucie: coś ze mną jest nie w porządku, coś nie pasuje. – Rodzice na co dzień pozwalali mi chodzić w spodniach, ale czasem od święta musiałem zakładać sukienkę i to były moje dziecinne tragedie – opowiada Arek. – Czułem się upokorzony, zraniony, jakby kazali mi przejść nago środkiem ulicy.

Transseksualne dziewczynki mają trochę łatwiej.

Polityka 8.2005 (2492) z dnia 26.02.2005; Społeczeństwo; s. 78
Reklama