Archiwum Polityki

Kino nie jest głupie

Dyrektor Berlinale Dieter Kosslick, pytany, co w tym roku będzie nowego na festiwalu, odpowiadał: filmy. I słowa dotrzymał. Najmniej udany był werdykt jury, zwłaszcza najważniejsze rozstrzygnięcie.

Kiedyś swą relację z Berlina zatytułowałem „Kino jest głupie”, co teraz z przyjemnością odwołuję. Od dawna nie było tak ciekawych filmów nominowanych do Oscara (zwycięzców poznamy już w najbliższą niedzielę). 55 festiwal berliński też mógł się podobać, w każdym razie bardziej niż poprzednie. Wygląda na to, że na początku nowego wieku kino odzyskało ton serio. Na ekranach mamy mniej efektów specjalnych, które już zresztą nie robią na widzach specjalnego wrażenia, za to więcej rzeczywistości. Co ciekawe – są to w dużej mierze filmy tanie, kameralne, przykuwające uwagę widza tym, że mają coś ważnego do przekazania. Takie też powinno być dzisiaj kino polskie – myślałem siedząc w Berlinale Palast – ale to temat na inne opowiadanie.

Czarna Carmen w zastępstwie

Jury, kierowane przez Rolanda Emericha, Niemca wyrabiającego w Stanach wielkie widowiska katastroficzno-patriotyczne w rodzaju „Dzień Niepodległości”, miało najwyraźniej kłopot z przyznaniem głównej nagrody. Problem polegał mianowicie na tym, że nie wypadało dać Złotego Niedźwiedzia filmowi gospodarzy „Sophie Scholl. Ostatnie dni”, trochę byłoby bowiem głupio raz po raz nagradzać w Berlinie Niemców (w ubiegłym roku zwyciężył niemiecki film „Głową w mur”). Dlatego „Sophie” dostała nagrodę za reżyserię (Marc Rothemund) i za główną rolę (Julia Dentsch), najważniejsze zaś wyróżnienie przyznano nieoczekiwanie reprezentującemu Południową Afrykę filmowi „U-Carmen eKhayelitsha”. Kiedy na konferencji prasowej Emerich odczytał werdykt, dziennikarze zaczęli gwizdać, ale niezbyt donośnie. Po prostu wyroki jurorów, na różnych zresztą festiwalach, bywają tak zaskakujące, że już przestały bulwersować.

Dla ścisłości: „Carmen” nie jest złym filmem.

Polityka 8.2005 (2492) z dnia 26.02.2005; Społeczeństwo; s. 88
Reklama