Prastare przekazy, mity i legendy ludów zamieszkujących naszą planetę są przepełnione wiedzą o potopie. Opowieści o nim przekazują sobie do dziś ustnie ludy północnej Syberii, amerykańskiej Arktyki i australijscy aborygeni. Opisują go opowieści Chińczyków, Germanów i Indian Ziemi Ognistej. Jest obecny w staroperskich przekazach, podaniach plemion indiańskich w Ameryce Północnej, mitach azteckich, opowieściach nowozelandzkich Maorysów, w staroindyjskich pismach. No i oczywiście w wielkich eposach i świętych pismach starożytnego Bliskiego Wschodu, przede wszystkim w Biblii i babilońskich eposach o bohaterach. Musiało się więc wydarzyć w odległej przeszłości coś niezwykłego, coś, co ludzkość uznała za szczególnie cenne doświadczenie, skoro z takim uporem przez tysiąclecia przekazywała tę wiedzę z pokolenia na pokolenie.
Nauka mówi: nie
Nowożytna nauka stoczyła z koncepcją potopu kilka potyczek, które zresztą wyszły jej na dobre – potop był w pewnym okresie siłą napędową nowoczesnego przyrodoznawstwa (patrz ramka).
Szczególnie dwa aspekty mitologii potopu są nie do przełknięcia dla nauki. Jednym jest jego ogólnoświatowość; nie sposób sobie wyobrazić przy obecnym stanie wiedzy, że deszcz może padać jednocześnie na całym globie bez przerwy choćby jeden dzień, a co dopiero „przez 40 dni i 40 nocy”. A jeśli nawet, to tej wody i tak będzie za mało, żeby zatopić choćby przybrzeżne tereny. Dlatego ci uczeni, którzy w ogóle uznają realność mitów, podań i legend, utożsamiają legendarny potop ze zjawiskami lokalnymi. Czyż „nasza” powódź z 1997 r. nie była rzeczywiście potopem dla mieszkańców Kłodzka, Nysy i Opola? Czy to, co zrobiła Katrina z Nowym Orleanem w 2005 r., nie było potopem? Na taki potop nauka jest w stanie przystać.